poniedziałek, 17 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 9. BOGOWIE

To było straszne. Żebyś Ty to wszystko widział. Bałam się, że zaraz zemdleję, przez co znów będę musiała spędzić noc na tym szpitalnym łóżku.
       Kilknęłam enter i wysłałam wiadomość do Lucyferka. Entą tego dnia. Tyle miałam mu do powiedzenia, mimo to ciągle mu pisałam o tym samym. Pewnie miał mnie już dość. Jednakże cała ta sytuacja... Przez pewien czas myślałam, że zwariowałam. Niewiarygodne.

Na szczęście, to nic poważnego. Lekarz powiedział ojcu, że to takie jednorazowe i odesłał mnie do domu. To niezdrowe, że mnie tak nastraszył na koniec. Nazwał mnie jakąś Metroną... Czy jakoś tak:/
Pewnie mnie z kimś pomylił, ale żebyś go widział... 
       Wysłałam kolejną wiadomość, kręcąc głową. Nadal nie mogłam tego przetrawić, ale w porównaniu z wcześniejszym zdenerwowaniem, teraz rozpierała mnie radość i dzika energia, która właśnie napędzała moje palce do spamowania Lucyferkowi na gadu gadu. Zapewne nie nadążał z czytaniem. Skakałam od jednego do drugiego i z powrotem. Bez ładu i składu  Nie wspominałam mu jedynie o chłopaku z drzewa. Nie chciałam, aby pomyślał o mnie, jak o wariatce. Poza tym, ta cała scena, z pewnością mi się śniła i tyle.
Metroną?!
       Zapytał. Widocznie też zdziwiło go to imię. O ile to było imię. Trochę dziwne. Może prędzej to jakiś pseudonim, ksywka ze szkolnych lat albo nick...
Tak. Dziwne nie. Matrona byłaby jeszcze jeszcze, ale jestem pewna, że to Metrona powiedział. Takie imię nie istnieje. Chyba. Zbyt wielkim kujonem z polskiego to ja nie jestem:D
       Odpisałam mu zaraz i zbiegłam na dół po kubek herbaty z dzikiej róży, o którym zapomniałam.
Metrona? Śmieszny był ten lekarz. Nazwał mnie "Panią" i powiedział to z takim szacunkiem, jakby mówił do jakiejś naprawdę ważnej jednostki. Ja jestem zwykłą, nudną nastolatką, a ten wcisnął mi nawet swoją wizytówkę, gdybym potrzebowała pomocy. Z pewnością mnie z kimś podobnym pomylił... Z pewnością. Metrona... Ciekawe imię, takie niepolskie. Nie słyszałam jeszcze o takim i z pewnością mnie pomylił z tą osobą o tym dziwnym imieniu, bądź nicku. Kto tam go wie...
Wróciłam do laptopa, postawiłam kubek obok niego i przeczytałam wiadomość od przyjaciela.
Metroni... Wiem coś o nich, Alone. Jedni nazywają ich Metronami, głównie są to ludzie uczeni. Religijni zwą ich Bogami, sami między sobą nazywają sobie podobnych Tytanami, a samych siebie niektórzy zwą Diamentowymi. Są to urodzeni pośród ludzi bogowie, którzy otrzymali w darze kontrolę nad jakąś częścią świata, głównie jedną domeną.
       Napisał mi, na co ja wybuchnęłam głośnym śmiechem. Dobrze, że odstawiłam kubek na biurko, bo poparzyłabym się. On jednak wysłał jeszcze kolejną część, więc stłumiłam śmiech i skupiłam się na przeczytaniu tych jego żarcików.
Spotkałem jednego, który potrafił władać lodem. Wyrabiał z nim, co tylko mu wpadało do głowy. Ograniczała go jedynie wyobraźnia.Opowiadał mi nieco o sobie. Wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Przeszedł inicjację w postaci odrzucenia tego, co ludzkie - śmiertelności. Umarł zakrztusiwszy się krwią. Następnego dnia obudził się pełen sił i potem już nie zachorował ani razu. Nawet, gdy panowały zarazy, przez które umierało tysiące ludzi.
       Ukazał się na dole rysik, że jeszcze coś pisze. Nie ma co. Widocznie Lucyferek postanowił poprawić mój humorek żarcikami, ale z tej sytuacji jakoś nie chciało mi się śmiać. Na jakie on pole wchodził? Bogów?
Czy Ty sugerujesz, że ja...? Fakt. Jestem boginią, boginią piękności xD
Nie sugeruję. Jestem tego pewny, Alone. I to nie są żarty. Uważaj na siebie. Jest wielu tytanów, którzy zechcą Ci odebrać moc. Słyszałem o polowaniach między tytanami. Oni mogą zabierać sobie umiejętności, poprzez śmierć właściciela. Niektórzy mają ich do kilkunastu...
Mnie zabić?! Uwiodę ich, nim zdążą choćby unieść miecz, czy co tam mają... Nie martw się, Lucyfereczku;) 
Alone, ja piszę poważnie. Uważaj. Naprawdę może Ci grozić niebezpieczeństwo. 
Lucyferze, nie mam ochoty na żarty o wczorajszych wydarzeniach. Może i czuję się już lepiej, ale nie chcę.Pogadajmy o kolorach lepiej...
       Co też mu uderzyło dziś do głowy z tym? Może i wydawał się tajemniczy, ale tak chore żarty? I o w dodatku z bogów? Może i nie istnieli, ale to i tak. Jakoś to nie bardzo mi brzmiało. Poza tym dziś rano się tego tak bardzo przestraszyłam, a on sobie obracał to imię w żart, że to niby bogowie. Najchętniej to chyba poszłabym już spać, zamiast prowadzić tą dziwną humorystyczną wymianę słów. Drażniło mnie to, mimo że jeszcze nigdy wypowiedzi Lucyferka nie odpychały mnie i skłaniały tym do wcześniejszego pójścia spać. Czemu to mnie tak rozdrażniło? To tylko głupie żarciki...
Alone, martwię się. Mówię poważnie o tych metronach.
Nie! Nie poruszajmy więcej tego tematu, dobrze? Tak będzie lepiej! Nie jestem żadną mecośtam...
       Napisałam bezmyślnie. Zbyt ostro. To nie jego wina, że chciał mnie jakoś rozweselić na noc... Jednakże to było głupie... Cała ta jego historyjka o bogach, jak i zachowanie lekarza. Mogłam tu nawet wrzucić tego chłopaka z drzewa.
Jak wolisz. Jednak pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Co nieco wiem o świecie. Niestety. 
       Też mi coś. Bogowie?! Śmieszni są. Co oni wszyscy się na mnie uwzięli? Nawet i Lucyferek. Zawiódł mnie. Myślałam, że on wyśmieje gest lekarza, a on podał mi definicję tych bogów... Nie byłam żadną... boginią. Nawet to głupio brzmiało. Ja i władanie... Niby czym? Takie rzeczy zdarzały się jedynie w książkach, gdzie fajtłapny bohater nagle poznawał swoje magiczne Ja, a on mi teraz próbował coś wmówić, a potem pewnie wyśmiać.
Ja idę już. Pa, Lucyferku.
       Napisałam mu i zaraz wyłączyłam gadu gadu i w ogóle cały laptop. Nawet nie zaczekałam na "Miłych snów" od niego. Żarty o bogach strasznie mnie rozzłościły  choć nie było ku temu powodów. Bogowie namieszali mi w głowie i nie chcieli wyjść. Zaczęłam nawet przez chwilę marzyć o tym, jak to by było z nimi w naszym świecie. Odepchnęłam te myśli. Nie miało to dla mnie sensu. Bogowie w tym współczesnym świecie?! W tym świecie pełnym betonowych budynków o szklanych ścianach, w świecie korków samochodowych i śpieszących się do swych biur ludzi, wiecznie zalatanych? Starożytność to jedno, a współczesność to drugie. Dziś nie rządziły jakieś chore boskie zasady, dziś rządziła monoteistyczna religia, skorumpowani ludzie i dobre znajomości. Nic więcej.  Żadnych cnót czy zasad, które dałyby "podlizać" się bogom, aby otrzymać od nich łaskę i poparcie. Żadnych nadnaturalnych zdolności i nieśmiertelnych twarzy. Bogowie, tytani czy tam metroni nie istnieli i tak było, a ja zamierzałam zapomnieć o całym incydencie z doktorkiem i tym niezbyt przyjemnym krztuszeniem się krwią. Wczorajszy i dzisiejszy dzień się nie wydarzył. Nie było wizyty w szpitalu, ani wizytówki... Wcisnęłam ją pod stertę luźnych notatek w pierwszej szufladzie i szybciutko wcisnęłam się pod kołdrę. Musiałam zapomnieć. Nawet i żarty Lucyferka. Jak on w ogóle mógł zrobić mi coś takiego?




***
Dedykuję Ci, Wilcku, może nie najlepszy, ale napisany specjalnie dla Ciebie, pościk. Wiem, niezdecydowanie wpływa na mnie chyba dobrze. Pozostało przy Metronach i Bogach...^^ Według mnie wyszło to ciekawie, ale też bardziej poplątane. Gdyby nie obietnica skierowana ku Tobie, zapewne napisałabym to gdzieś za tydzień, bądź dwa, a tak może (za Twoimi spamami) uda mi się dobić do tych pięciu postów, które z resztą chciałabym napisać i pisać jeszcze więcej. Ty już dobrze o tym wiesz.
 Dziękuję, za duchowe wsparcie:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy