niedziela, 16 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 8. DOKTOR

       - Niech się pan nie martwi. Nic jej nie będzie - ktoś odpowiedział dość miłym dla ucha głosem mojemu ojcu.  Widocznie chciał go pocieszyć, a jak znałam tatę, to przejął się tym wszystkim pięciokrotnie. Uświadomiłam sobie także, że jednak nie jestem w swoim pokoju. Niestety. Mogłam sobie teraz stawiać setki pytań typu, czy tamto zdarzenie było snem czy jawą? Czy ten chłopak z drzewa uśmiechał się naprawdę do mnie w nocy czy był wymysłem mojej chorej wyobraźni? Czy byłam w szpitalu? Choć to akurat oczywiste... Co spowodowało kaszel? Czy byłam poważnie chora? Czułam się przecież już lepiej.

       - Nic?! Nic?! Panie doktorze, przecież ona krztusiła się własną krwią. Do cholery! Kilka godzin temu! - Jak ojciec przeklinał, to naprawdę był w okropnym stanie psychicznym. Musiałam temu jakoś zaradzić. Wystarczyło, że było mu ciężko duchowo po śmierci mamy, dlatego też postanowiłam zmierzyć się z rzeczywistością. Otworzyłam oczy i spojrzałam na ojca z uśmiechem, aby poprawić mu humor i zapewnić, że jest dobrze. Prawdę mówiąc, naprawdę czułam się już lepiej. Jedynie gardło mnie bolało, ale to przez ten okropny wczorajszy kaszel.
       - Tato... - zachrypiałam. Odchrząknęłam, aby coś usłyszał z tego, co zamierzałam mu przekazać. - Nic mi nie jest, widzisz? Czuję się już świetnie. - Teraz wyszło lepiej. Prawie bez żadnych dziwnych dźwięków. Strasznie mi zaschło w gardle, w takim przypadku każdy by skrzeczał.
       Na moich ustach wykwitł jeszcze większy uśmieszek.Usiadłam powoli i zwiesiłam nogi z łóżka. Skrzywiłam się na widok szpitalnej pościeli. Chyba nie istniało nic od niej gorszego.
       - Wracamy? - Spytałam.Mój wzrok powędrował ku oknu, gdzie stało drzewo, identyczne jak w moim śnie. To musiał być sen. Drzewo należało do tych wysokich, nawet nie potrafiłam go nazwać, ale ten, który by z niego skoczył, z pewnością leżałby na dole martwy.
       - Wracamy. Poczekaj, skoczę na dół do samochodu po twoją kurtkę, okej? Nie chcę, byś się znów przeziębiła. - Odpowiedział mi tata i zaraz zniknął za drzwiami. Doktor zaraz podszedł do mnie nieśmiało i uklęknął przed mną na kolano, skłoniwszy głowę. Poczułam się jak jakaś królowa i przez ułamek sekundy podobało mi się to, jednakże nie byłam żadną królową...
       - Metrono, to niezwykłe.. - Jego nieśmiałość gdzieś zniknęła, a zastąpił ją ogromny szacunek. Widziała jego ogrom w jego oczach. - Dziękuję, że miałem okazję być przy tobie w tej wyjątkowej chwili. Nie bój się. Masz mnie i moją rodzinę. Proszę, to moja wizytówka. Zawsze i wszędzie jestem do twych usług. Pamiętaj, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu...
       Mówił to wszystko poważnie, przez co stałam jeszcze bardziej zaskoczona.Sztywno i nie wiedząc nawet dlaczego, przyjęłam od niego skrawek papieru. Patrzyłam na tego klęczącego lekarza, młodego, przystojnego i, jak widać, mądrego, jak na głupiego. Co on wygadywał? Czemu oferował mi swą pomoc? Czy to jakiś chory żart? Są gdzieś tu te żenujące ukryte kamery?
       - Pamiętaj, zawsze i wszędzie, Pani, jestem do twych usług. - Powiedział, ucałowawszy me dłonie na koniec i wstał, cofając się do swego poprzedniego miejsca przy przeciwnym łóżku. Dopiero teraz zauważyłam, że w pokoju leżałam sama. Inne łóżka były puste. Na szczęście zaraz wrócił ojciec i zabrał mnie do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy