piątek, 6 września 2013

ROZDZIAŁ 19. WSPOMNIENIE

Pogoda była piękna. Słońce przypiekało, że w samochodzie bez klimatyzacji pewnie byłoby cholernie niekomfortowo. Na moje szczęście samochód, który kupiłam, ją miał. Niestety jakiemuś bucowi nie spodobała się prędkość z jaką jechałam swym nowym cackiem. Ludzie byli beznadziejni z tymi swoimi prawami... Musiałam teraz stać na tym okropnym słońcu, topić się i słuchać szanownego pana.

Co się tyczyło mojej gwiazdy... Byłam coraz bliżej Niego, a im bardziej się przybliżałam do celu, to tym bardziej wahałam się, czy decyzja, którą podjęłam, była właściwą. Co jeśli zdecyduje się na to, by mnie unicestwić? Jak miałabym zbiec przed tak potężną jednostką? To było bardzo ryzykowne. Musiałam wszystko porządnie przemyśleć.

Była jeszcze jedna rzecz, która nieco mnie wybiła z pośpiesznego rytmu. W okolicach mojego Diamentowego pojawiła się nowa rybka, która zapewne zainteresowana była nabyciem nowej umiejętności. Niezbyt sprzyjająca sytuacja dla mojej osoby. Postanowiłam zwolnić i odczekać, aż ma Gwiazdka się z nim rozprawi, o ile się jej to uda. Ten nowy miał minimum trzy umiejętności, jeśli nawet nie cztery. Miał szanse, zwłaszcza, że mój Diamentowy był świeżakiem.

- Pani... - Odchrząknął tak, jakbym go uraziła. To prędzej on deptał mój odcisk, nie pokazując szacunku wobec mej osoby. Tak to już było z dzisiejszymi ludźmi... Nie pamiętali o bogach z przeszłości. Mieli teraz innych, nowych, własnych i nielicznych. Ich wybór. Zaczynałam tęsknić za rozpadającą się chatką, gdzie nie było ich nawet sztuki, ale wygoda, to zawsze wygoda.. Ten akurat człowiek chrząknął, aby zwrócić mą uwagę. Zauważył, że... - ...mnie w ogóle nie słucha.

- Bardzo PAN spostrzegawczy. - Klepnęłam go po ramieniu od niechcenia i wyszczerzyłam się w kpiącym uśmiechu. - Zauważył PAN coś jeszcze, prócz szybkiej jazdy i tego, że kompletnie mnie nie interesuje to, co ma mi PAN do powiedzenia? - Spytałam naciskając na słowa "pan". Irytował mnie już z tą per panią. Irytujące to małe i nieważne stworzenie było. Zapowiadał mi się długi dzień.

***

Zerwałam się z łóżka, rozglądając wokół przerażonym wzrokiem. Byłam w pokoju. Nic się nie działo, mimo to serce waliło mi jak szalone.

Sny... Zaskoczyć mogły każdego, a mnie tym bardziej. Ostatnio nawiedzały mnie tak realistyczne wizje, że czasem bałam się i to o własne życie. Prawie za każdym razem myślałam, że sen jest rzeczywistością, a wszystko było... snem? Tak prawdziwie. Bałam się.

Samo wspominanie tego, sprawiało, że zaczynałam się trząść, nie mogąc nawet wstać z łóżka. W myślach cały czas powtarzałam sobie, że to tylko zły sen, ale było to na nic. Drżałam i nawet płakałam przez chwilę.

Bycie bogiem męczyło. Sen mówił jedno i pytanie, czy miałam zaufać mu, czy swojej ludzkiej intuicji. Ona raczej odpadała, bo nadal wątpiła po cichu w bogów. Wersja snu... Chciałam o tym nie myśleć. Powiedzieć, że nie myślę o tym i wstać spokojnie, i robić to, co do mnie należy, ale nie mogłam. Wyśniłam Hektora, więc to... Rany, przez drżenie nie mogłam się skupić. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam myśleć, wspominać. Wspomnienia bolały.

***

Leżałam na łóżku kompletnie ubrana i zastanawiałam się, patrząc w sufit, jak to będzie z kolacją. Bałam się, że naprawdę mogło skończyć się to źle, rzecz jasna, dla Emanuela. Śmierć z ręki bogini i to na randce z nią. Nie chciałam nikogo zabijać, a fakt, że nie kontrolowałam swojej umiejętności, sprawiał, że mogłam to zrobić w każdej chwili. Tata był zagrożony prawie cały czas, ale on zapewniał mnie, że nie pozwoli mi się wyprowadzić z równowagi. Miałam złudną nadzieję, że to prawda, jednakże co z knajpą, gdzie zapewne będzie mnóstwo ludzi, ja i moja moc? Tam mogło wydarzyć się wszystko, a ja ostatnio czułam się niestabilna emocjonalnie.W jednym momencie cieszyłam się z nowej siebie, a później płakałam, widząc w sobie morderczynię.

Czas nieubłaganie się dłużył, a wraz z nim przybywało coraz więcej utopijnych myśli. Miałam już zamiar zadzwonić do Emanuela i wykręcić się ze spotkania, znajdując jakiś pretekst i soczyście przepraszając, ale nie mogłam się do tego zabrać, aż w końcu moją uwagę przykuło coś bardzo, bardzo, bardzo ważnego. Dźwięk.

Najzwyklejszy na świecie dźwięk, który słyszało tysiące razy tysiące nastolatków, wyrwał mnie z rozmyślania i przywołał mą boską osobę do laptopa. Oczywiście znalazłam się w ułamku sekundy, dosłownie!, przed komputerem, mając gdzieś telefon i rozmowę, do której zamierzało nie dojść. Teraz liczyło się jedynie gadu, które zawierało jeden jedyny kontakt. Lucyferek odpisał.

Alone?
Jedno słowo, będące moim nickiem, a rozczuliło mnie tak, że ledwo co się nie rozpłakałam. Szybko wystukałam odpowiedź. Nie chciałam, by zniknął, by czekał. Krótko, szybko, bo wkrótce miał przyjechać Emanuel. Niestety, zamiast zwięzłej wiadomości, zaczęłam pisać kolejne zdania, aż wyszedł mi mini list, który jednym kilknięciem wysłałam.

Lucyferek!!! Rany, jak ja się za Tobą stęskniłam. Gdzie byłeś, czemu nie pisałeś? Przepraszam. To moja wina, a ja tak bardzo Cię potrzebuję. Proszę... Zaraz będę musiała zniknąć, ale pogadamy jak wrócę, prawda? Proszę Cię <prosi>

Zapewne wyszłam na wariatkę, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Lucek był wyrozumiały i wiedziałam, że mnie nie wyśmieje, a za to będzie wiedział, co zrobić. Zawsze, pisząc z nim, czułam się głupia, ale nie przeszkadzało mi na tyle, by zrywać znajomość, czy robić mu kąśliwe uwagi. Niestety, zrobiłam to raz, opieprzając go za bogów. Byłam beznadziejna, ślepa, głupia... Nie przemyślałam dobrze jego intencji i ślepo go oceniłam.

Odpisał niecałe dwie minuty później, mimo to czekałam cale wieki. Wiedziałam, że mnie nie zostawi, nie wyśmieje, nie opuści i wróci. Odpisał rzeczowo:

Oczywiście, że będę. Co się dzieje?

Niestety. Usłyszałam nadjeżdżający samochód, a zaraz potem truknięcie. Wyjrzałam za okno. Tak jak myślałam, przyjechał po mnie Emanuel i to bardzo pięknym autkiem. W tej chwili żałowałam, że zgodziłam się z nim jechać. Ciągnęło mnie do Lucyferka, ale z drugiej strony Emek się fatygował i to dla mnie.

Szybko odpisałam Lucyferkowi, mocno go przepraszając i wyłączyłam laptop. Zbiegłam na dół, gdzie jeszcze spotkałam tatę. Miał minę typu aaa!!!mojacóreczkamachłopaka i szykujesięwesele. Stuknęłam go w czoło pacem, ucałowałam i zniknęłam za drzwiami. 

Emanuel był uprzejmy cały wieczór. Świetnie się nam rozmawiało. Było jak wcześniej, w szkole. Nie wyobrażałam sobie by coś mogło to zniszczyć... Nawet padający deszcz. Miałam wrażenie, że oto właśnie dorwałam najfajniejszego faceta pod słońcem i w dodatku nie mogłam z nim być. Ta myśl nieco niszczyła mi humor, ale starałam się za każdym razem o tym nie myśleć. Unikać tematu. 

Chłopaka też coś gryzło. Zamyślał się co jakiś czas i próbował to ukryć, ale nie wychodziło mu. Po godzinie zaczęła mi się udzielać nerwowa atmosfera i miałam ochotę stąd wyjść, jednakże nie chciałam go zranić.  Wyglądał tak niewinnie, a w jego oczach w dodatku dostrzegłam rozdarcie. Miałam już zapytać, o co chodzi, gdy sam postanowił to zrobić.

- Anielo, mam bardzo osobiste pytanie, które chciałem ci zadać już od dawna. Ciekawość nie pozwala mi... racjonalnie myśleć. - Spojrzał na mnie tym swoim czarującym wzrokiem. Mimo że jego głos drżał lekko, to po oczach widziałam, że czuł się bardzo pewny. Z rozdartego pewny... Nieco dziwna zmiana. W dodatku w pewien sposób mnie prowokował, bym odpowiedziała, nie bacząc, co to będzie za pytanie. Oczywiście przyjęłam wyzwanie jak ostatnia kretynka. Mógł zapytać o naprawdę wstydliwe rzeczy.

- Dawaj - powiedziałam, nim zdążyłam się rozmyślić. W sumie  mogłam nie odpowiedzieć, ale to wiązałoby się z  moją porażką... No cóż, zobaczy się.

Kątem oka dostrzegłam, jak dość duży jeep zaparkował przed knajpą, a z niego wysiadł Hektor wraz z bratem i siostrą. Zwracałam uwagę na każdy szczegół, przez co mogłam dostrzec powolny ruch kropel deszczu i obserwować wybrane z nich. Obróciłam głowę, patrząc z ciekawością na moje nowe odkrycie i tę obcą sobie dwójkę. Nigdy nie miałam okazji widzieć dzieci państwa Korzyńskich ani dostrzegać takich szczegółów, drobnych szczegółów. Nadal nie znałam dobrze swoich podstawowych umiejętności, a co mówić o indywidualnej?

Brat Hektora.... Wydawało mi się, że miałam właśnie przed oczami Cezara. Był wysoki i postawny, niczym ochroniarz jakiejś wielkiej gwiazdy hollywoodzkiej. Był idealną osobą do tej roli.. W dodatku miał wygolone włosy z pozostawionym krótkim irokezem,.. I zmrużony wzrok, jakby czaił się na ofiarę. Jasne oczy mogłabym uznać za piękne, gdyby nie ten chłód od nich płynący. Z wrogością patrzył na samochód Emanuela. Nie jestem pewna, ale chyba i mięśnie miał naprężone. Czyżby trafiła między skłócone ze sobą rodziny?

Kompletnym przeciwieństwem Ceazara, jeśli chodzi o sylwetkę, była jego siostra. Wysoka, chuda sylwetka, wąska twarz. Wyglądała jak anorektyczka, chodzący szkielet, ale pełen powabu szkielet. Gdybym była facetem, to z chęcią bym się z nią umówiła, gdybym gustowała w stroju gotyckim. Miała posępny wyraz twarzy, który mówił jedno: NIENAWIDZĘ i jeszcze czarną prostą sukienkę wraz z glanami i skórzaną kurtką. Jedno nie pasowało do drugiego, mimo to na niej wyglądało stylowo. I te pazury... Nie chciałabym w tej chwili znaleźć się z nią w jednym pomieszczeniu. Zdecydowanie nie założyłaby nic z mojej szafy.

W sumie oboje byli ubrani na czarno. Cezar miał czarne dżinsy i czarny podkoszulek. Nawet nie fatygował się z kurtką, mimo że było zimno i w dodatku padał deszcz. Jedynie Hektor miał ciemne dżinsy i beżową koszulkę oraz kurtkę. Jako jedyny sprawiał wrażenie spokojnego. Nieco mnie ten widok zdezorientował. Szli w naszym kierunku, w stronę pizzerii. No to super.

- Anielo... - Zaczął po krótkiej chwili zmagania się ze sobą Emanuel. Nie zdawał się widzieć towarzystwa za oknem. Za bardzo zajęty był swą sprawą. - Muszę to wiedzieć. Muszę wiedzieć, jaką masz moc, bogini. Ciekawość nie daje mi spokoju. - Jego oczy to bezdenne, ciemne morze, które zdawało się mieć wody koloru granatowego, takiego mega ciemnego, który uwielbiałam, pełnego zła, agresji, niezdrowej żądzy. Można by pomyśleć, że ich posiadacz jest bezwzględnym sukinsynem, który zrobi wszystko, by mieć to, czego chce, a on chciał jednego. Mojej umiejętności.

Usłyszałam uderzające o podłogę krzesło i usłyszałam głośny świst powietrza, który, jak się po chwili zorientowałam, sama wydałam. Nogi same poniosły mnie w ułamku sekundy do wyjścia. Zaraz potem stałam na deszczu, w panice rozglądając się wokół i nie wiedząc, co zrobić. Niemoc. Mignęła mi zdenerwowana twarz Hektora, ale nie mogłam go narażać. Odwróciłam wzrok i wtedy poczułam ucisk na ramieniu. Odwróciłam się, wymierzając cios w jego przepiękną twarz, ale uderzenie w policzek mnie wybiło z rytmu i nic mu nie zrobiłam. Zaraz potem ukłucie w ramię mnie tak zaskoczyło, że stałam jak ta głupia lala i patrzyłam w zachmurzone niebo jego oczu i jego pełne wargi. Był przystojny.

- Emanuelu, co... ty... mi...

Ciiichutko... Będzie dobrze. - Usłyszałam jego szept przy uchu, gdy objął mnie ramionami bym nie upadła. Jego wargi złączyły się z moimi. Poczułam je, potem była ciemność, a po niej...

Zerwałam się z łóżka, rozglądając wokół przerażonym wzrokiem. Byłam w pokoju. Nic się nie działo, mimo to serce waliło mi jak szalone.

Sny... Zaskoczyć mogły każdego, a mnie tym bardziej. Ostatnio nawiedzały mnie tak realistyczne wizje, że czasem bałam się i to o własne życie. Prawie za każdym razem myślałam, że sen jest rzeczywistością, a wszystko było... snem? Tak prawdziwie. Bałam się.

Samo wspominanie tego, sprawiało, że zaczynałam się trząść, nie mogąc nawet wstać z łóżka. W myślach cały czas powtarzałam sobie, że to tylko zły sen, ale było to na nic. Drżałam i nawet płakałam przez chwilę.

Bycie bogiem męczyło. Sen mówił jedno i pytanie, czy miałam zaufać mu, czy swojej ludzkiej intuicji. Ona raczej odpadała, bo nadal wątpiła po cichu w bogów. Wersja snu... Chciałam o tym nie myśleć. Powiedzieć, że nie myślę o tym i wstać spokojnie, i robić to, co do mnie należy, ale nie mogłam. Wyśniłam Hektora, więc to... Rany, przez drżenie nie mogłam się skupić. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam myśleć, wspominać. Wspomnienia bolały.

Ale zdecydowanie musiały być prawdziwe, więc co ja tu robiłam? Gdzie Emanuel? Nadal czułam na sobie jego zapach, więc wstałam i lekko pijana poszłam wziąć prysznic. Jak, do cholery, mogłam znaleźć się w domu? Co z Emanuelem? Był bogiem! A Hektor? - Zadawałam pytania, trąc skórę do czerwoności. - Hektor... Stało mu się coś, czy w żaden sposób nie zareagował?  I jeszcze te poczucie znieważenia, odczuwalne pod moim okiem, mimo że nic tam nie było i nawet nie bolało. Ten ideał mnie uderzył! Dupek!

Uderzyłam zdenerwowana ręką w lustro, które rozsypało się na drobny mak. Miałam ochotę zakuć go w łańcuchy, by sam poczuł się jak niewolnik. Uderzył boginię w twarz! Jak śmiał?! I wbił mi coś... Grr...

Przeszłam po szkle gołymi stopami, ku przerażeniu ojca, który przyszedł zobaczyć co to za hałasy. Owinięta tylko w ręcznik przeszłam obok niego, rzucając proste "co tam?" i poszłam do pokoju się ubrać. Nadal byłam wściekła. Chciałam zemsty i zamierzałam jej dokonać. Miałam tylko złudną nadzieję, że koleś przyjdzie dziś do szkoły, cokolwiek się z nim stało.

I była jeszcze wiadomość od Lucyferka...

Anielo, jak się obudzisz, nie rób tego, o czym myślisz. Zostań w domu z ojcem i doktorem.

//Wracam! Mam nadzieję, że się spodoba. 

Obserwatorzy