czwartek, 24 października 2013

ZAWIESZONY!

Przykro mi, ale na razie 

ZAWIESZAM BLOGA NA CZAS NIEOKREŚLONY.

Ostatnio sporo czasu pożerają mi studia i pbfy, na których aktualnie piszę codziennie coś i sporo tego cosia jest w niektórych przypadkach. Jeśli ktoś chciałby coś ode mnie, a z chęcią służę pomocą (albo jakieś inne drobne sprawki), to o TU są moje namiary.

Proszę nie wykorzystywać mojego pomysłu, jeśli chodzi o "Na północ od serca", bez mojej zgody. Chciałabym uniknąć jakichkolwiek niemiłych sytuacji.

Pozdrawiam,
Eda B.

piątek, 6 września 2013

ROZDZIAŁ 19. WSPOMNIENIE

Pogoda była piękna. Słońce przypiekało, że w samochodzie bez klimatyzacji pewnie byłoby cholernie niekomfortowo. Na moje szczęście samochód, który kupiłam, ją miał. Niestety jakiemuś bucowi nie spodobała się prędkość z jaką jechałam swym nowym cackiem. Ludzie byli beznadziejni z tymi swoimi prawami... Musiałam teraz stać na tym okropnym słońcu, topić się i słuchać szanownego pana.

Co się tyczyło mojej gwiazdy... Byłam coraz bliżej Niego, a im bardziej się przybliżałam do celu, to tym bardziej wahałam się, czy decyzja, którą podjęłam, była właściwą. Co jeśli zdecyduje się na to, by mnie unicestwić? Jak miałabym zbiec przed tak potężną jednostką? To było bardzo ryzykowne. Musiałam wszystko porządnie przemyśleć.

Była jeszcze jedna rzecz, która nieco mnie wybiła z pośpiesznego rytmu. W okolicach mojego Diamentowego pojawiła się nowa rybka, która zapewne zainteresowana była nabyciem nowej umiejętności. Niezbyt sprzyjająca sytuacja dla mojej osoby. Postanowiłam zwolnić i odczekać, aż ma Gwiazdka się z nim rozprawi, o ile się jej to uda. Ten nowy miał minimum trzy umiejętności, jeśli nawet nie cztery. Miał szanse, zwłaszcza, że mój Diamentowy był świeżakiem.

- Pani... - Odchrząknął tak, jakbym go uraziła. To prędzej on deptał mój odcisk, nie pokazując szacunku wobec mej osoby. Tak to już było z dzisiejszymi ludźmi... Nie pamiętali o bogach z przeszłości. Mieli teraz innych, nowych, własnych i nielicznych. Ich wybór. Zaczynałam tęsknić za rozpadającą się chatką, gdzie nie było ich nawet sztuki, ale wygoda, to zawsze wygoda.. Ten akurat człowiek chrząknął, aby zwrócić mą uwagę. Zauważył, że... - ...mnie w ogóle nie słucha.

- Bardzo PAN spostrzegawczy. - Klepnęłam go po ramieniu od niechcenia i wyszczerzyłam się w kpiącym uśmiechu. - Zauważył PAN coś jeszcze, prócz szybkiej jazdy i tego, że kompletnie mnie nie interesuje to, co ma mi PAN do powiedzenia? - Spytałam naciskając na słowa "pan". Irytował mnie już z tą per panią. Irytujące to małe i nieważne stworzenie było. Zapowiadał mi się długi dzień.

***

Zerwałam się z łóżka, rozglądając wokół przerażonym wzrokiem. Byłam w pokoju. Nic się nie działo, mimo to serce waliło mi jak szalone.

Sny... Zaskoczyć mogły każdego, a mnie tym bardziej. Ostatnio nawiedzały mnie tak realistyczne wizje, że czasem bałam się i to o własne życie. Prawie za każdym razem myślałam, że sen jest rzeczywistością, a wszystko było... snem? Tak prawdziwie. Bałam się.

Samo wspominanie tego, sprawiało, że zaczynałam się trząść, nie mogąc nawet wstać z łóżka. W myślach cały czas powtarzałam sobie, że to tylko zły sen, ale było to na nic. Drżałam i nawet płakałam przez chwilę.

Bycie bogiem męczyło. Sen mówił jedno i pytanie, czy miałam zaufać mu, czy swojej ludzkiej intuicji. Ona raczej odpadała, bo nadal wątpiła po cichu w bogów. Wersja snu... Chciałam o tym nie myśleć. Powiedzieć, że nie myślę o tym i wstać spokojnie, i robić to, co do mnie należy, ale nie mogłam. Wyśniłam Hektora, więc to... Rany, przez drżenie nie mogłam się skupić. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam myśleć, wspominać. Wspomnienia bolały.

***

Leżałam na łóżku kompletnie ubrana i zastanawiałam się, patrząc w sufit, jak to będzie z kolacją. Bałam się, że naprawdę mogło skończyć się to źle, rzecz jasna, dla Emanuela. Śmierć z ręki bogini i to na randce z nią. Nie chciałam nikogo zabijać, a fakt, że nie kontrolowałam swojej umiejętności, sprawiał, że mogłam to zrobić w każdej chwili. Tata był zagrożony prawie cały czas, ale on zapewniał mnie, że nie pozwoli mi się wyprowadzić z równowagi. Miałam złudną nadzieję, że to prawda, jednakże co z knajpą, gdzie zapewne będzie mnóstwo ludzi, ja i moja moc? Tam mogło wydarzyć się wszystko, a ja ostatnio czułam się niestabilna emocjonalnie.W jednym momencie cieszyłam się z nowej siebie, a później płakałam, widząc w sobie morderczynię.

Czas nieubłaganie się dłużył, a wraz z nim przybywało coraz więcej utopijnych myśli. Miałam już zamiar zadzwonić do Emanuela i wykręcić się ze spotkania, znajdując jakiś pretekst i soczyście przepraszając, ale nie mogłam się do tego zabrać, aż w końcu moją uwagę przykuło coś bardzo, bardzo, bardzo ważnego. Dźwięk.

Najzwyklejszy na świecie dźwięk, który słyszało tysiące razy tysiące nastolatków, wyrwał mnie z rozmyślania i przywołał mą boską osobę do laptopa. Oczywiście znalazłam się w ułamku sekundy, dosłownie!, przed komputerem, mając gdzieś telefon i rozmowę, do której zamierzało nie dojść. Teraz liczyło się jedynie gadu, które zawierało jeden jedyny kontakt. Lucyferek odpisał.

Alone?
Jedno słowo, będące moim nickiem, a rozczuliło mnie tak, że ledwo co się nie rozpłakałam. Szybko wystukałam odpowiedź. Nie chciałam, by zniknął, by czekał. Krótko, szybko, bo wkrótce miał przyjechać Emanuel. Niestety, zamiast zwięzłej wiadomości, zaczęłam pisać kolejne zdania, aż wyszedł mi mini list, który jednym kilknięciem wysłałam.

Lucyferek!!! Rany, jak ja się za Tobą stęskniłam. Gdzie byłeś, czemu nie pisałeś? Przepraszam. To moja wina, a ja tak bardzo Cię potrzebuję. Proszę... Zaraz będę musiała zniknąć, ale pogadamy jak wrócę, prawda? Proszę Cię <prosi>

Zapewne wyszłam na wariatkę, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Lucek był wyrozumiały i wiedziałam, że mnie nie wyśmieje, a za to będzie wiedział, co zrobić. Zawsze, pisząc z nim, czułam się głupia, ale nie przeszkadzało mi na tyle, by zrywać znajomość, czy robić mu kąśliwe uwagi. Niestety, zrobiłam to raz, opieprzając go za bogów. Byłam beznadziejna, ślepa, głupia... Nie przemyślałam dobrze jego intencji i ślepo go oceniłam.

Odpisał niecałe dwie minuty później, mimo to czekałam cale wieki. Wiedziałam, że mnie nie zostawi, nie wyśmieje, nie opuści i wróci. Odpisał rzeczowo:

Oczywiście, że będę. Co się dzieje?

Niestety. Usłyszałam nadjeżdżający samochód, a zaraz potem truknięcie. Wyjrzałam za okno. Tak jak myślałam, przyjechał po mnie Emanuel i to bardzo pięknym autkiem. W tej chwili żałowałam, że zgodziłam się z nim jechać. Ciągnęło mnie do Lucyferka, ale z drugiej strony Emek się fatygował i to dla mnie.

Szybko odpisałam Lucyferkowi, mocno go przepraszając i wyłączyłam laptop. Zbiegłam na dół, gdzie jeszcze spotkałam tatę. Miał minę typu aaa!!!mojacóreczkamachłopaka i szykujesięwesele. Stuknęłam go w czoło pacem, ucałowałam i zniknęłam za drzwiami. 

Emanuel był uprzejmy cały wieczór. Świetnie się nam rozmawiało. Było jak wcześniej, w szkole. Nie wyobrażałam sobie by coś mogło to zniszczyć... Nawet padający deszcz. Miałam wrażenie, że oto właśnie dorwałam najfajniejszego faceta pod słońcem i w dodatku nie mogłam z nim być. Ta myśl nieco niszczyła mi humor, ale starałam się za każdym razem o tym nie myśleć. Unikać tematu. 

Chłopaka też coś gryzło. Zamyślał się co jakiś czas i próbował to ukryć, ale nie wychodziło mu. Po godzinie zaczęła mi się udzielać nerwowa atmosfera i miałam ochotę stąd wyjść, jednakże nie chciałam go zranić.  Wyglądał tak niewinnie, a w jego oczach w dodatku dostrzegłam rozdarcie. Miałam już zapytać, o co chodzi, gdy sam postanowił to zrobić.

- Anielo, mam bardzo osobiste pytanie, które chciałem ci zadać już od dawna. Ciekawość nie pozwala mi... racjonalnie myśleć. - Spojrzał na mnie tym swoim czarującym wzrokiem. Mimo że jego głos drżał lekko, to po oczach widziałam, że czuł się bardzo pewny. Z rozdartego pewny... Nieco dziwna zmiana. W dodatku w pewien sposób mnie prowokował, bym odpowiedziała, nie bacząc, co to będzie za pytanie. Oczywiście przyjęłam wyzwanie jak ostatnia kretynka. Mógł zapytać o naprawdę wstydliwe rzeczy.

- Dawaj - powiedziałam, nim zdążyłam się rozmyślić. W sumie  mogłam nie odpowiedzieć, ale to wiązałoby się z  moją porażką... No cóż, zobaczy się.

Kątem oka dostrzegłam, jak dość duży jeep zaparkował przed knajpą, a z niego wysiadł Hektor wraz z bratem i siostrą. Zwracałam uwagę na każdy szczegół, przez co mogłam dostrzec powolny ruch kropel deszczu i obserwować wybrane z nich. Obróciłam głowę, patrząc z ciekawością na moje nowe odkrycie i tę obcą sobie dwójkę. Nigdy nie miałam okazji widzieć dzieci państwa Korzyńskich ani dostrzegać takich szczegółów, drobnych szczegółów. Nadal nie znałam dobrze swoich podstawowych umiejętności, a co mówić o indywidualnej?

Brat Hektora.... Wydawało mi się, że miałam właśnie przed oczami Cezara. Był wysoki i postawny, niczym ochroniarz jakiejś wielkiej gwiazdy hollywoodzkiej. Był idealną osobą do tej roli.. W dodatku miał wygolone włosy z pozostawionym krótkim irokezem,.. I zmrużony wzrok, jakby czaił się na ofiarę. Jasne oczy mogłabym uznać za piękne, gdyby nie ten chłód od nich płynący. Z wrogością patrzył na samochód Emanuela. Nie jestem pewna, ale chyba i mięśnie miał naprężone. Czyżby trafiła między skłócone ze sobą rodziny?

Kompletnym przeciwieństwem Ceazara, jeśli chodzi o sylwetkę, była jego siostra. Wysoka, chuda sylwetka, wąska twarz. Wyglądała jak anorektyczka, chodzący szkielet, ale pełen powabu szkielet. Gdybym była facetem, to z chęcią bym się z nią umówiła, gdybym gustowała w stroju gotyckim. Miała posępny wyraz twarzy, który mówił jedno: NIENAWIDZĘ i jeszcze czarną prostą sukienkę wraz z glanami i skórzaną kurtką. Jedno nie pasowało do drugiego, mimo to na niej wyglądało stylowo. I te pazury... Nie chciałabym w tej chwili znaleźć się z nią w jednym pomieszczeniu. Zdecydowanie nie założyłaby nic z mojej szafy.

W sumie oboje byli ubrani na czarno. Cezar miał czarne dżinsy i czarny podkoszulek. Nawet nie fatygował się z kurtką, mimo że było zimno i w dodatku padał deszcz. Jedynie Hektor miał ciemne dżinsy i beżową koszulkę oraz kurtkę. Jako jedyny sprawiał wrażenie spokojnego. Nieco mnie ten widok zdezorientował. Szli w naszym kierunku, w stronę pizzerii. No to super.

- Anielo... - Zaczął po krótkiej chwili zmagania się ze sobą Emanuel. Nie zdawał się widzieć towarzystwa za oknem. Za bardzo zajęty był swą sprawą. - Muszę to wiedzieć. Muszę wiedzieć, jaką masz moc, bogini. Ciekawość nie daje mi spokoju. - Jego oczy to bezdenne, ciemne morze, które zdawało się mieć wody koloru granatowego, takiego mega ciemnego, który uwielbiałam, pełnego zła, agresji, niezdrowej żądzy. Można by pomyśleć, że ich posiadacz jest bezwzględnym sukinsynem, który zrobi wszystko, by mieć to, czego chce, a on chciał jednego. Mojej umiejętności.

Usłyszałam uderzające o podłogę krzesło i usłyszałam głośny świst powietrza, który, jak się po chwili zorientowałam, sama wydałam. Nogi same poniosły mnie w ułamku sekundy do wyjścia. Zaraz potem stałam na deszczu, w panice rozglądając się wokół i nie wiedząc, co zrobić. Niemoc. Mignęła mi zdenerwowana twarz Hektora, ale nie mogłam go narażać. Odwróciłam wzrok i wtedy poczułam ucisk na ramieniu. Odwróciłam się, wymierzając cios w jego przepiękną twarz, ale uderzenie w policzek mnie wybiło z rytmu i nic mu nie zrobiłam. Zaraz potem ukłucie w ramię mnie tak zaskoczyło, że stałam jak ta głupia lala i patrzyłam w zachmurzone niebo jego oczu i jego pełne wargi. Był przystojny.

- Emanuelu, co... ty... mi...

Ciiichutko... Będzie dobrze. - Usłyszałam jego szept przy uchu, gdy objął mnie ramionami bym nie upadła. Jego wargi złączyły się z moimi. Poczułam je, potem była ciemność, a po niej...

Zerwałam się z łóżka, rozglądając wokół przerażonym wzrokiem. Byłam w pokoju. Nic się nie działo, mimo to serce waliło mi jak szalone.

Sny... Zaskoczyć mogły każdego, a mnie tym bardziej. Ostatnio nawiedzały mnie tak realistyczne wizje, że czasem bałam się i to o własne życie. Prawie za każdym razem myślałam, że sen jest rzeczywistością, a wszystko było... snem? Tak prawdziwie. Bałam się.

Samo wspominanie tego, sprawiało, że zaczynałam się trząść, nie mogąc nawet wstać z łóżka. W myślach cały czas powtarzałam sobie, że to tylko zły sen, ale było to na nic. Drżałam i nawet płakałam przez chwilę.

Bycie bogiem męczyło. Sen mówił jedno i pytanie, czy miałam zaufać mu, czy swojej ludzkiej intuicji. Ona raczej odpadała, bo nadal wątpiła po cichu w bogów. Wersja snu... Chciałam o tym nie myśleć. Powiedzieć, że nie myślę o tym i wstać spokojnie, i robić to, co do mnie należy, ale nie mogłam. Wyśniłam Hektora, więc to... Rany, przez drżenie nie mogłam się skupić. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam myśleć, wspominać. Wspomnienia bolały.

Ale zdecydowanie musiały być prawdziwe, więc co ja tu robiłam? Gdzie Emanuel? Nadal czułam na sobie jego zapach, więc wstałam i lekko pijana poszłam wziąć prysznic. Jak, do cholery, mogłam znaleźć się w domu? Co z Emanuelem? Był bogiem! A Hektor? - Zadawałam pytania, trąc skórę do czerwoności. - Hektor... Stało mu się coś, czy w żaden sposób nie zareagował?  I jeszcze te poczucie znieważenia, odczuwalne pod moim okiem, mimo że nic tam nie było i nawet nie bolało. Ten ideał mnie uderzył! Dupek!

Uderzyłam zdenerwowana ręką w lustro, które rozsypało się na drobny mak. Miałam ochotę zakuć go w łańcuchy, by sam poczuł się jak niewolnik. Uderzył boginię w twarz! Jak śmiał?! I wbił mi coś... Grr...

Przeszłam po szkle gołymi stopami, ku przerażeniu ojca, który przyszedł zobaczyć co to za hałasy. Owinięta tylko w ręcznik przeszłam obok niego, rzucając proste "co tam?" i poszłam do pokoju się ubrać. Nadal byłam wściekła. Chciałam zemsty i zamierzałam jej dokonać. Miałam tylko złudną nadzieję, że koleś przyjdzie dziś do szkoły, cokolwiek się z nim stało.

I była jeszcze wiadomość od Lucyferka...

Anielo, jak się obudzisz, nie rób tego, o czym myślisz. Zostań w domu z ojcem i doktorem.

//Wracam! Mam nadzieję, że się spodoba. 

środa, 10 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 18. SZALONY DZIEŃ

- Chyba powinniśmy się stąd... – Zaczęłam do Emanuela, jednakże pewien przestraszony głos mi przerwał.

- Anielo!

Odwróciłam się prędko przerażona. Nie miałam pojęcia co też takiego się stało, że tak bardzo zmieniło głos Hektora. Od razu zerwałam się ze schodów na równe nogi i doskoczyłam do niego, chyba nieco za szybko. Co jeśli obaj to zauważyli? Z pewnością wydałoby im się to podejrzane i to bardzo. Udawałam, że nic się dziwnego nie wydarzyło, bacznie obserwując ich twarze. U Hektora dostrzegłam ulgę, wymieszaną z jakąś nutką chęci walki, zaś u Emanuela irytację, co nie pasowało do jego pięknych niebieskich oczu i wcześniejszej uprzejmości. Co też mogło go tak zirytować? Hektor miał jakiś problem, a ten widocznie wyłączył przyjacielskość, gdy ta była najbardziej potrzebna.
 
- Hektor, co się stało? Wszystko w porządku? – Spytałam. Nie widziałam żadnych obrażeń ciała i kompletnie nie wiedziałam, co robić. Jednakże chłopak, jak gdyby nigdy nic, uśmiechnął się do mnie szeroko, obejmując mnie ręką w pasie. Spojrzał zaraz na Emanuela, który nadal stał nieco znudzony i zirytowany. Coś mi to mówiło, jednakże... Nie pamiętałam. Wiem! Chodziło o mój sen. W nim oboje za sobą nie przepadali, co było raczej dość drobnym ujęciem ich uczuć.

- Ja muszę już iść. Anielo, to widzimy się wieczorem – powiedział szybko Emanuel, puścił mi perskie oczko i zniknął za ścianą. Spojrzałam z ciekawością na Hektora i coś sobie przypomniałam, coś, co bardzo mną wstrząsnęło. Kochałam się w obu, co było strasznie tandetne. Nigdy nie sądziłam, że mogę się zakochać w choć jednym chłopaku, a teraz robiła się ze mnie uczuciowa bomba. To było chore. Zapewne podwójnie się zadurzyłam, a to, że miałam miłe mrowienie na pleckach, to nic. Przejdzie i tyle... Zaś Hektor. On patrzył na mnie z czułością, choć miał zostać moim przyjacielem. Może czulił się nade mną przyjacielsko? Miałam, szczerze powiedziawszy, ochotę się walnąć jakimś młotem. Najlepiej tym Thora, bo zwykły pewnie nie zrobiłby mi choćby siniaka. Kolejna beznadziejna rzecz... Jednakże gdy ta dwójka, nie dajcie bogowie, zacznie bójkę, to przynajmniej będę mogła ich rozdzielić i to bez uszczerbku na swoim życiu. Niezłe i o czym ja tak poza tym myślałam? Tych dwóch mnie nie kocha, ja nie kocham ich i wcale nie będą o mnie walczyć!

Odchrząknęłam, spojrzawszy znacząco na Hektora, który najwyraźniej nic sobie nie robił z tej bliskości. Mnie już zaczynała ona delikatnie dezorientować i rozmarzać. On jednak mnie nie puścił.

- Panny czemu nie było na lekcjach? Mam zacząć robić ci ojcowskie wyrzuty, skoro Artur jest bardziej twoim przyjacielem niż ojcem? – Spytał, nadal trzymając mnie ręką. Jedna z jego brew powędrowała w górę pytająco, a słodki uśmiech rozjaśnił jego ciemna oczy. Nim jednak pozwolił mi odpowiedzieć, dodał. – Tata zaraz po nas przyjeżdża...

Westchnęłam głośno. No tak. Jednak nadal mi to na serduchu siedziało. Głupio mi było ich tak wykorzystywać, mimo że w oczach Hektora to wcale tak nie wyglądało. No pewnie. Dopiero co się sprowadzili, a ja robiłam się ich dłużniczką, jak jakaś gwiazda z ochroniarzem i szoferem się miałam z nimi wozić dwa razy dziennie i jeszcze dziękować za "podwiezienie". Najwidoczniej Hektorowi nie robiło to różnicy, a nawet się cieszył z mojego towarzystwa. W sumie tylko mnie znał w szkole. Zastanowiło mnie jednak teraz coś innego...

- A co z twoim rodzeństwem? Oni nie chodzą do szkoły? - Spytałam natrętnie, bo te pytania mnie strasznie gryzły. W sumie ani raz ich nie widziałam, aby wiedziałam, że jest ich niezła gromadka. Andrzej Korzyński, wraz ze swą małżonką Marion, miał czwórkę swoich dzieci i dwójkę jeszcze, nie licząc Hektora, adoptowanych i żadnego z nich nie udało mi się jeszcze dostrzec. Mieszkali obok. Od niecałego tygodnia. Szóstka dość dojrzałych nastolatków. Kolejna dziwna rzecz... Może jednak nie powinniśmy zostawać "przyjaciółmi"?

Zauważyłam po jego oczach, że to pytanie, a w sumie pytania, nie przypadły mu do gustu. Wiedziałam, że tak będzie. Wcześniej, na balu podczas kolacji, w ogóle się nie odzywał, gdy rodzice mówili o jego rodzeństwie. Najwidoczniej czuł się odosobniony w rodzinie, z którą nie był związany krwią, choć z przyszywanymi rodzicami dogadywał się świetnie...

- Nie, dziś wszystkich coś zatrzymało, ale od jutra zaczną chodzić. - Widać było, że taka postać rzeczy go nie cieszy. Ciekawe o co mogło chodzić... No cóż. Widocznie czymś zaszli mu za skórę.

- Właśnie... Pewnie będą się tłuc autobusem, gdy ja się będę z wami wozić...

- Nie. - Przerwał mi, spojrzawszy za okno i unikając mojego wzroku. - Cezar ma już prawko. On będzie podwoził ich do szkoły. 

Przynajmniej poznałam jedno z imion jego braci. Strasznie dużo skrywał. Był taki tajemniczy i to aż za bardzo, że aż kusiło mnie, aby te jego tajemnice odkryć. To działało na mnie, jak płachta na byka. Miałam ochotę biec ślepo na przód, aby wiedzieć więcej. Chciałam się o nim dowiedzieć wszystkiego, nawet jego myśli. Pytanie tylko, jak miałam to zrobić? Włamać się do ich domu? Założyć podsłuch? Zostałabym drugim agentem 007, tylko że lepszym i to o wiele. Wystarczyłby mi tylko trening kontrolowania mojej siły i tej złej umiejętności, której wspomnienie powodowało u mnie dreszcze. Musiałam się tego nauczyć. Co, jeśli przez przypadek zabiłabym Hektora albo Emanuela na rand... na kolacji? Pozostawała mi jeszcze sprawa skontaktowania się z Lucyferkiem i kwestia Pauliny. Anielcio kochanie! Już nie żyjesz. Nie ma to jak przywitać się z koleżanką z klasy w ten sposób po kilkunastu dniach nieobecności. Co też się robiło na tym świecie? Działo się coraz gorzej albo dopiero teraz zaczęłam zauważać ten chaos. Tak, to już można było nazywać niewielkim chaosem.

- Jakby coś, to nie wierz w nic, co mówi Paulina, okej? - Odezwałam się, bo Hektor stał wpatrzony w przestrzeń za oknem, ale nie wiedziałam też, co też takiego nazwymyślała o mnie ta dziewucha. Toć ona wyglądała rano, jakby się naćpała i to czegoś mocnego. Nie powinna była przychodzić w takim stanie do szkoły. W ogóle nie powinna być w takim stanie...

- Paulina to ta dziewczyna z rana? Podobno policja ją zabrała po tym, jak zaczęła znęcać się nad panią Klimowską. Nieco dziwna jest, w sumie obie są dziwne, jednakże Paulina została odurzona. Emanuel... - Odwrócił się w moim kierunku, zaskoczony najwyraźniej moją obecnością. Zaraz zamilkł. W jego oczach dostrzegłam smutek, a potem szczerą nienawiść, gdy w uszach obijało mi się imię Emanuel. Znali się, jak w tym śnie z kanonu tych, które miałam zapomnieć. Przeraziło mnie to, ta cała postawa Hektora. Wiedziałam przeciwko komu wymierzona była ta nienawiść i nie podobało mi się to. Facet przesadzał, może jeszcze próbowałby mi wcisnąć, że to, co się działo z Pauliną to Emanuela wina. Miałam ochotę strzelić mu z otwartej dłoni, póki ponownie na niego nie spojrzałam. Nie potrafiłam się mu oprzeć, ale w końcu musiałam to zmienić, bo zbyt dużo tajemnic skrywał ten chłopak. Tajemnice... I negatywne uczucia. 

- Chodźmy już. Nie możemy twojemu tacie kazać czekać w nieskończoność. - Puścił mnie i ruszyliśmy na dół po schodach do naszych szafek. Niepokój wzrastał we mnie z każdym krokiem i pewnie był bezpodstawny. Teoria, że tajemnice niosły niebezpieczeństwo, wcale nie musiała być prawdziwa. Postanowiłam zmienić temat, aby ulżyć zarówno sobie, jak i jemu, mojemu Hektorowi, który nim się do mnie zdążył wystarczająco zbliżyć, to już się oddalał. - Jak ci się podoba szkoła, Hektorze? - Spytałam od niechcenia. Na dworze zrobiło się strasznie ponuro, mimo że wcześniej świeciło miło słonko.

- Nie jest źle, gdyby nie kilka jednostek. Strasznie tu ponuro, dopóki nie pojawiasz się na horyzoncie. I mówię poważnie. Jesteś jak życie. - Odpowiedział, przez co, o mało co, nie zemdlałam. Zrobiło mi się niedobrze, a chmury, które zakryły niebo, nie pomagały. Czemu on to powiedział? Jak mogłam być życiem, niosąc śmierć? Absurd. Tak bardzo bolący absurd. Miałam ochotę znów się załamać jak wtedy, ale obiecałam tacie, że... że nigdy nie będę chciała tego zrobić. Przyrzekałam sobie, że też go nie zranię i tak miało być. Musiałam trzymać się w jednym, stałym kawałku i nie ulegać emocjom. Coby się nie działo, ja miałam przeć na przód i nie upadać, a jeśli już, to zaraz się podnosić i iść dalej, bo obiecałam sobie. Choćby po to. Hektor mi jednak w tym nie pomagał.

- Wybierasz się gdzieś dziś wieczorem? - Spytał niby to niewinnie, a dobrze wiedział, dobrze słyszał, że byłam umówiona z Emanuelem. Miał dziwny, nieco wyprany z emocji głos, czego będąc zwykłym człowiekiem, zapewne bym nie wyłapała. Przemawiała przez niego zazdrość i troska. Jako że stałam się ostatnio nieco pyszna, to sytuacja ta mi schlebiała, jednakże dla mego serca nie była ona zbyt komfortowa. Chciało i kochać, ale też i nienawidzić. Rozum kazał nienawidzić. Najwidoczniej Hektor nie był takim, jakim siebie robił na balu i po. Jego prawdziwe oblicze zaczynało wychodzić na wierzch i pokazywać swoje różki. Może był... bogiem, który przybył, by zabrać mi moc wraz z mym życiem, żeby mnie wpierw zmanipulować, a potem wyśmiać za idiotyzm. Jednakże o Stefanie Hektorze Charpentier wiedziałam więcej niż o Emanuelu i to też nie dawało mi spokoju. Hektor miał rodzinę, co raczej wykluczało jego bycie bogiem. Musiałam to przemyśleć. Potem. Wieczorem po kolacji.

- A co? Potrzebujesz może mojej pomocy?! - Spytałam trochę za bardzo ironicznie. Z pewnością będzie chciał mnie odwieźć od kolacji z Emanuelem. Wiedziałam to całą sobą, że trafiłam. Jeszcze trochę, a mogłam robić za wróżbitkę.

- Miałem wpaść po ten twój komputer i na obiecany piknik... - Zaczął, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Tak bardzo chciałam żeby przyszedł i tak bardzo był okropnym człowiekiem. O co mu chodziło? Miał jakąś obsesję, czy co? Jego maska uroku opadała i to tak szybko, tak prędko. Podłe, a najgorsze było to, że nadal chciałam go przyjąć z otwartymi ramionami i wystawić dla niego Emanuela... Nie! Nie dziś, nigdy. Nigdy tego nie zrobię i kropka. 

Wsiadłam do samochodu niczym robot. Miałam już dość tego dnia. i to bardzo, a porażka związana z Hektorem mi tego nie ułatwiała. Okłamywał mnie, tak to można było spokojnie nazwać i nawet miał nadzieję, że zrezygnuję dla niego z Emanuela. Miałam przemożna ochotę to zrobić. Ciągnęło mnie do tego, który stał bliżej, jak gdyby byli Słońcami, a ja biedną Ziemią. Ciekawe, który przyciągnąłby mnie pierwszy, gdyby nie opuszczona żaluzja Hektora? Uśmiechał się właśnie zwycięsko, myśląc, że rezygnuję z kolacji. Tak bardzo to bolało. 

Jechaliśmy w milczeniu. Cała nasza trójka. Nim zdążyliśmy dojechać do domu, zaczęło padać. Z pikniku i tak były nici.


***

"Alone?"


Jedna wiadomość, ale wstrząsnęła mną tak bardzo, że nie mogłam powstrzymać nagłego przypływu radości. Normalnie skakałam z radości po pokoju, przygotowując się na spotkanie. Emanuel miał się lada chwila zjawić, a ja właśnie odprawiałam dziwne tańce z powodu pierwszej, od dość dłuższego czasu, wiadomości od Lucyferka. Właśnie, powinnam właśnie mu odpisywać, a nie robić niepotrzebne głupoty.

Szybko dopadłam do klawiatury laptopa i wystukałam wiadomość na klawiaturze, po czym wysłałam.

"Lucyferek!!! Rany, jak ja się za Tobą stęskniłam. Gdzie byłeś, czemu nie pisałeś? Przepraszam. To moja wina, a ja tak bardzo Cię potrzebuję. Proszę... Zaraz będę musiała zniknąć, ale pogadamy jak wrócę? Proszę Cię <prosi>"


Czekała zniecierpliwiona na odpowiedź, pukając palcami o blat biurka, mimo że ta nadeszła niecałe dwie minuty później.

"Oczywiście, że będę. Co się dzieje?"


Musiałam go jednak przeprosić i zniknąć, ponieważ przed mój dom podjechało cudowne autko. Prawie że sfrunęłam ze schodów. Tata był pod wrażeniem, że wychodzę z domu, szczęśliwa i to w dodatku z CHŁOPAKIEM! Dla niego to była rewelacja i zaczął mi robić kąśliwe uwagi po powrocie ze szkoły, że
wesele się szykuje.


//Tekst bez korekty, ale jakaś siła kazała mi go wrzucić.

piątek, 5 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 17. UCZUCIOWY CHAOS

- Twój tata nie może mnie codziennie podwozić do szkoły. Wybij mu to z głowy. Przyjechałam z wami ten jeden jedyny raz, a potem będę chodziła pieszo i mówię serio - powiedziałam do Stefana, z którym właśnie szłam do szkoły. Pierwszy raz, odkąd spędziłam kilka tygodni na załamywaniu się. Okazało się, że chłopak zapisał się do tej samej klasy, co ja i w sumie miał lepiej. Będzie pierwszy dzień w szkole, więc nauczyciele nie usiądą na nim przez zaległości. Z drugiej zaś strony jestem teraz boginią. Nadrobię to nowymi umiejętnościami, które coraz bardziej dojrzewały. Moja pamięć zaczynała być niezawodna.

poniedziałek, 25 lutego 2013

ROZDZIAŁ 16. BAL MASKOWY


       - Wow - wyszeptałam bezgłośnie, gdy usłyszałam przeróbkę dubstepopodobną ostatnio słynnego utworu Adele z filmu Skyfall, do którego obejrzenia się zabierałam i zabierałam. Myślałam, że zespół będzie odgrywał kawałki muzyki klasycznej, ewentualnie muśnie delikatniejszego popu, a tu bardziej... młodzieżowo?! Uwielbiałam ten utwór, a gdy rozbrzmiały jego pierwsze nuty, w  moim sercu powstawała niezwykła kula emocji. Cudo... O mało, co nie spłynęła mi po policzku łza. Szybko się ogarnęłam i przymknęłam powieki, wsłuchując się w ciekawe wykonanie utworu.

sobota, 2 lutego 2013

ROZDZIAŁ 15. JESTEM BOGINIĄ

       Następnego ranka wstałam o wiele żywsza i dużym osiągnięciem była pora wstania. Tak, po tych kilku dniach "nieobecności", Aniela Godlewska, jedna z... najznakomitszych bogiń tego świata, zaszczyciła poranek swą obecnością i ujrzała za oknem... deszcz. Lało okropnie, mimo to ani na chwilę nie odeszły mi chęci na bal, choć nie lubiłam przebywania w takich miejscach, gdzie było mnóstwo ludzi. Ja normalnie nie mogłam się doczekać tego balu... Czy ta zmiana miała związek z moją... boską stroną? Nie wiem, ale nawet mi się to podobało. Ostatnie dni uszkodziły mi mózg. To pewne i wyleczyły mnie z aspołeczności... Choć brzmi to dziwnie, bo z nikim od tamtego feralnego dnia nie rozmawiałam, oprócz Camille i taty.

środa, 16 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 14. ZDROWIENIE

       Drgnęłam. Cichy, bardzo cichy, zgrzyt przeciął ciszę, która otaczała ten niezwykle prezentujący się budynek. Nie, żebym miała coś do tej sędziwej chatki, ale bałam się, że w końcu zwali mi się na głowę. W najgorszym przypadku podczas snu, jednakże to nie było teraz najważniejsze. Zgrzyt...

niedziela, 6 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 13. ZABIŁAM

       - Camille, nie sądzę, by to był dobry pomysł... - Zaczęłam. Wiedziałam jednak, że tak łatwo nie da się przekonać. Dziś tak samo było z dziesiątkami innych rzeczy, które taszczyliśmy w torbach, jak i z tymi upchniętymi w bagażniku samochodu taty. Sam pożyczył go Camille, aby tylko zabrała mnie na te zakupy. Tak bardzo chciał się mnie pozbyć na te kilkanaście godzin... Mogłabym się na niego obrazić, ale chciał dla mnie dobrze, a ja nie potrafiłam się na niego gniewać.

Obserwatorzy