poniedziałek, 25 lutego 2013

ROZDZIAŁ 16. BAL MASKOWY


       - Wow - wyszeptałam bezgłośnie, gdy usłyszałam przeróbkę dubstepopodobną ostatnio słynnego utworu Adele z filmu Skyfall, do którego obejrzenia się zabierałam i zabierałam. Myślałam, że zespół będzie odgrywał kawałki muzyki klasycznej, ewentualnie muśnie delikatniejszego popu, a tu bardziej... młodzieżowo?! Uwielbiałam ten utwór, a gdy rozbrzmiały jego pierwsze nuty, w  moim sercu powstawała niezwykła kula emocji. Cudo... O mało, co nie spłynęła mi po policzku łza. Szybko się ogarnęłam i przymknęłam powieki, wsłuchując się w ciekawe wykonanie utworu.

       Co do balu, ludzi przybywało coraz więcej, coraz więcej par zaczęło krążyć w bajecznych maskach po parkiecie. Podobała mi się ta tajemniczość. Dzięki temu wszystkiemu mogłabym wziąć rzeczywistość za sen. Niesamowite jak kasa i pomysł mogą na kilka godzin odmienić czyjeś życie. I jeszcze ten utwór. Magia... Słodkie dreszcze przeszywały moje ciało.
       - Feel the Earth move and then... Hear my heart burst again. - Drgnęłam. Ktoś, bezpośrednio obok mojego ucha, wyszeptał pięknym męskim głosem słowa piosenki. Zaraz jednak wybuchnęłam śmiechem, łapiąc się za serce. Odwróciłam się przodem do osoby, która to mi wyśpiewała słodkie słowa utworu z, mrożącą krew w żyłach, powagą.
       - O bogowie, przestraszyłeś mnie... - Powiedziałam, obdarzając go szerokim uśmiechem. Śmiałam się jeszcze chwilę, między innymi z powodu użycia słowa "bogowie". Magia utworu, wraz z magią poczucia bycia bogiem, jeszcze mnie nie opuściły i wyprawiały ze mną niesłychane rzeczy. Czułam się wyjątkowa, bo byłam kimś wyjątkowym.  Po prostu czułam się jak bogini, o ile to miało sens.
       Chłopak okazał się być moim rówieśnikiem, może nieco starszym. Wysoki przystojny brunet ubrany na czarno. Cudo. Garnitur, koszula, maska, buty... Wszystko oblewało się w czerni, wszystko prócz jego skóry,  która zachowała blady kolor.
       - Przepraszam Cię. Gapa ze mnie. - Miał przeuroczy uśmiech, a jak zachichotał  to myślałam, że od nadmiaru słodyczy zemdleję. Nawet ładniejszy niż u Emanuela. Emanuel... Prawie zapomniałam o nowym koledze z klasy, ale kto by o nim myślał, mając przed sobą takiego tajemniczego amanta, wyszeptującego Skyfall do ucha? Nic tego, na dzień dzisiejszy, nie przebije. W dodatku kogoś mi on przypominał. Miałam dziwne wrażenie, że go znam. Czyżby deja vu?
       - We will stand tall... And face it all together. - Uśmiechnęłam się zawadiacko, odpowiedziawszy mu szeptem fragmentem utworu. Poczułam w duszy coś, co kazało mi się zastanowić nad głębszym sensem tego zdania. Przeczuwałam, że będzie miało ono o wiele dłuższe znaczenie niż tę jedną noc, że jego sens będzie miał wagę całą wieczność. Dziwne. Na chwilę złapał mnie lęk, ale nie miałam czasu się zastanowić nad jego sensem, ponieważ mój towarzysz zrozumiał moją aluzję i kiwnąwszy z zamyśleniem głową, zaprosił mnie do tańca. Przyjęłam jego wyciągniętą dłoń i zaraz zaczęliśmy krążyć po sali. Niepokój zniknął. Jeden utwór się skończył, zaczęliśmy tańczyć drugi, a ja świetnie się czułam w jego pewnych i silnych ramionach.
       - Czy my się przypadkiem nie znamy? Mam dziwne wrażenie, że już cię gdzieś spotkałam... - Spytałam, przekrzykując muzykę. Nadal nie mogłam się pozbyć tego dziwnego wrażenia, że go znam. Hm... Ostatnio wiele... nietypowych rzeczy działo się wokół mnie i powinnam do tego przywyknąć.
       - Kto wie... Ten świat skrywa wiele tajemnic. Może i nasze wcześniejsze spotkanie także...Pamiętaj, że tajemnice lubią wychodzić na jaw. Jeśli tak, to z pewnością się o tym dowiemy w swoim czasie. - Uśmiechnął się łobuzersko i okręcił mnie kilka razy o trzysta sześćdziesiąt stopni. Myślałam, że po tym walnę plackiem w ziemię, ale nie... Przeżyłam.
       Kolejny utwór się skończył i zaczął kolejny, a my wesoło sobie rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. To było niesamowite. Czyżby Aniela naprawdę wróciła do świata żywych? Najwidoczniej. Ojciec będzie ze mnie dumny i to bardzo.
      - Jesteś córką tego wybitnego architekta, którego dziełem jest projekt tego budynku, prawda? - Spytał podczas jednego z wolniejszych utworów. Ucieszyło mnie to pytanie, ponieważ spodobał mi się fakt, że niedoceniający swych umiejętności papa w końcu zaczynał być rozpoznawalny i uważany za wybitnego. Leżało to w moim interesie, bo jego świat nie powinien ciągle krążyć wokół mojego, który ostatnio i tak się bardzo rozrósł. W sumie u jego boku i ja zaczynałam być zauważana, co wcześniej mnie omijało. Choć to mogło mi nieco skomplikować życie, to nie powiem, schlebiało mi. Widocznie chęć błyszczenia była nieodłącznym elementem boskości. A niech mnie... Chciałam olśniewać.
      - No tak... - Zaczęłam dość skromnie, co należało do starej Anieli. - Aniela Godlewska, córka genialnego Marcela Godlewskiego, do usług. - Uśmiechnęłam się, szczerząc zęby. Nadal wirowaliśmy po parkiecie. Wydawało mi się, albo naprawdę dostrzegłam błysk radości w jego oczach... Nie, to zdecydowanie złudzenie.
      - Miło mi, Anielo. - Uniósł mą prawą dłoń, stając w miejscu i ucałował ją w sposób dość elegancki i pełen gracji, niczym młodzieniec z tych filmów o szlachcicach... Bajałam. Właśnie w tej chwili. Za dużo TV. Zaraz robiłam z niego jakiegoś bohatera taniego wyciskacza łez... - Jestem Stéphane Hector Charpentier, ale mów mi po prostu Stefan albo Hektor. Chyba że wpadnie ci do głowy jakiś śmieszny pseudonim... Taaak...
      Znów uśmiechnął się tym swoim zniewalająco uroczym uśmiechem. Maska, która zakrywała jedynie jego górną część twarzy podobnie jak u mnie, pozwalała dostrzec mi jego słodkie dołeczki.
      - Jesteś Francuzem? - Spytały me usta, gdy reszta mnie była oczarowana jego całokształtem. Kolejny utwór się skończył i z głośników wydobył się głos pana Baczyńskiego, który zapraszał na kolację. Zespół wznowił swój koncert. Ruszyliśmy ze Stefanem w kierunku, jak się okazało, naszego stolika. Dziwnym trafem mieliśmy zjeść kolację w swoim gronie. Jednakże nie przeszkadzało mi to. Nie wiedziałam skąd to wiem, ale byłam przy nim bezpieczna. W dodatku wyczuwałam od niego jakieś pozytywne emocje względem mojej osoby. Świetnie mi się spędzało czas w jego towarzystwie. Czego chcieć więcej? Jednakże z drugiej strony było coś w nim drapieżnego, coś mrocznego. Choć to pewnie moja wyobraźnia. Wymyślałam niezwykłe rzeczy, jak gdyby boskie pochodzenie mi nie wystarczało.
       Tata już stał nieopodal stołu i rozmawiał z jakąś parą mniej więcej w swoim wieku,  dwudziestoletnim synem Baczyńskich i panią Baczyńską. Rozmowa wyglądała na bardzo wesołą. Dwudziestolatek, z którym dobrze się znałam, podszedł do mnie i dźgnął mnie w bok, chichocząc.
       - O diablicy mowa... - Skomentował i przywitał się ze mną. - Co tam, Anielko? Potem skradnę ci jeden taniec. Nie ma odmowy. - Zagadał i zniknął, nim zdążyłam mu odpowiedzieć. Cały on... Pojawiał się i znikał.
      - Fakt, oto przybyła ma latorośl. - Powiedział do zgromadzonych z dumą w głosie Marcel. Zaśmiałam się, obejmując tatę w pasie jedną ręką. - Widzę, że poznałaś już naszego sąsiada. - Uśmiechnął się w stronę Stefana, a ja spojrzałam na chłopaka zaskoczona, który z zawadiackim uśmiechem zdjął maskę. Patrzyłam (znów) jak zaczarowana na tę twarz. Widziałam ją w dziesiątkach snów, w oknie sąsiedzkim i to na niej raz obiecałam sobie się zemścić. Nie, nie dałabym rady. Oj, nie... Nie potrafiłabym go skrzywdzić w żaden sposób. - To jego rodzice, Marion i Andrzej.
      Przywitałam się z nimi grzecznie. Nadal byłam zaskoczona poznaniem czarnowłosego. W realnym życiu wyglądał jeszcze lepiej niż w snach... Czy to podchodziło pod komplement? Mogłam mu powiedzieć, skarbie, w rzeczywistości wyglądasz jeszcze bardziej seksownie niż w snach. Zapewne wziąłby mnie za słodką wariatkę. Jednakże czy to nie było dziwne? Najpierw koleś mi się śni, a potem zostaje moim sąsiadem. Nieco dziwne... Będzie trzeba to wybadać od Lucyferka albo Camille, jednakże dyskretnie. Nie chcę, aby ktokolwiek dowiedział się o moich dziwacznych snach.
       Po krótkiej rozmowie wszyscy usiedliśmy przy stole.
       - Dziękuję – mruknęłam, siadając na swoim miejscu. Stefan odsunął mi, jak na dżentelmena przystało, krzesło, a następnie usiadł na swoim po mojej prawej. Zaczął mi zaraz usługiwać, co nieco mnie skrępowało. Z jednej strony mi to schlebiało, a z drugiej widziałam dość znaczący błysk w oku taty, który siedział naprzeciwko mnie. Milcząc w tym kierunku, wręcz krzyczał, że piękna z nas para. Miałam ochotę kopnąć go w kostkę, ale bałam się, że trafię przez przypadek w nogę Marion Korzyńskiej, jak się okazało podczas kolacji, przyszywanej matce Stefana, który zachował swe francuskie nazwisko.
       Przyszywani rodzice Stefana byli bardzo sympatycznymi ludźmi, jednakże, gdy myśleli, że nie widzę, rzucali w moim kierunku dziwne zerki. Trochę to wyglądało na to, jakbym miała im sprowadzić prosto na dom tornado, z czym się w pełni godzili. Oto takie dziwne porównanie podsunęła mi wyobraźnia.
      - Aniela uczy się w najbliższym liceum, prawda? Na ulicy Zwycięstwa? – Spytał ojciec Stefana mojego tatę, ale tak głośno, abym to usłyszała. Wcześniejsza ich rozmowa trwała jedynie między nimi, teraz chciał najwidoczniej dopytać się o coś. Miałam już potwierdzić tę informację, ale odezwała się Marion, nim zdążyłam choćby otworzyć swą buźkę. Jej głos miał bardzo dziwny ton.
      - Ulicy, która pokaże nam, kto godzien jest swego pochodzenia, a kto nie... Czyja krew brudna, komu śmierć pisana, a komu korona świata zostanie oddana – wyszeptała, patrząc przed siebie niewidzącymi oczyma. Zabrzmiało to i wyglądało, jak te przerażające momenty w filmach, gdy bohater słyszy przepowiednię, dotyczącą jego przyszłości. Kobieta wróciła do świata żywych i spojrzała na syna zaszklonymi oczkami.
      - Synu, to zaszczyt dla mnie, móc cię tak tytułować. – Chciał jej przerwać, ale mu nie pozwoliła. – Pisane ci, mimo krwi, wielkie rzeczy. – Rozpromieniła się i, po raz pierwszy dzisiejszego dnia, obdarowała mnie prawdziwie radosnym uśmiechem. – Anielko, unikaj anielskich piór. – Wyznała mi szczerym i pewnym głosem, po czym wróciła, jak gdyby nigdy nic, do jedzenia. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale syn i mąż wzięli słowa kobiety sobie do serca. Widać to było w ich oczach. Byłam boginią... Kto wie, czy przypadkiem Marion nie była jakąś wyrocznią? Spróbowałam zinterpretować te słowa, co też mi się udało. Niestety.
      Serce zabiło mi mocniej, a gardło zacisnęło się ze strachu. Anielskie pióra. Język polski. Zeszyt. Anielskie pióra. Anielskie skrzydła. Emanuel. Pierwsze powiązanie z piórkami, jakie przyszło mi do głowy.
     Stefan najwidoczniej wyczuł mój strach i chwycił mnie pod stołem za dłoń. Dziwnym trafem ulżyło mi i kamień spadł mi z serca, jak gdybym potrzebowała jego wsparcia, czyjegoś wsparcia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, ale teraz, gdybym tak pomyślała, to przez dłuższy czas brakowało mi Lucyferka i jego mądrych słów. Musiałam koniecznie się z nim skontaktować. Potrzebowałam nie tylko doradcy, ale też i przyjaciela w tym trudnym okresie. Stefan za to nie mógł dowiedzieć się o mojej boskości.
      Lucyferek mógł mi poradzić coś w sprawie tych anielskich piór. Emanuela spotkałam aby raz i świetnie mi się z nim gadało. Może to nie o niego chodziło Marion... Przeczucie. Ono mówiło jedno. Musiałam zaufać przepowiedni.
      A także i Lucyferkowi...

***

      Nie wiem, co mi padło na mózg. Czemu to akurat szkołę obrałem sobie na miejsce jej śmierci? Mogłem to zrobić w jej domu, a nie czekać, aż szanowna osoba zechce wpaść w końcu do szkoły i to bez asysty jakiegoś wsiowego idioty, który to ciągle za nią łaził. Nawet tego nie zauważyła. Tak tępa z niej tytanka. Nastały czasy, w których bogowie nie byli godni swej krwi. Powinienem zacząć masowe polowania na te idiotyczne i głupie... istoty. Nie należało ich tytułować. To ubliżało mojej osobie. Tytan, taki jak ja, nie powinien nazywać głupców tytanami, bo sam stawał się głupcem. Ot co... Muszę skończyć z tą błotną krwią i znaleźć w końcu ukojenie w swej potędze. Zbyt słabo jestem sławny. Me miano winno przerażać i płoszyć te, nazywane bogami, jagnięta.
       Elitte, kochana i bezbronna, tak łatwo oddała mi telekinezę. Na początku, gdy sam jeszcze mało wiedziałem o świecie, ta blondi przegrała z taką łatwością swą moc. Jaki to podniecający moment, gdy morderca patrzy na swą pierwszą ofiarę. Gdy widzi jak uchodzi z niej życie, a oczy, piękne niebieskie oczęta gasną.
       Z Cruzem było gorzej, ale miał zbyt ciekawe umiejętności, aby z nich zrezygnować. Niedługo powstrzymywały mnie jego słabe grzmoty i niewielki gradzik. Kontrola pogody dawała olbrzymie pole do popisu, a on tak bardzo ograniczał swą wyobraźnię. Biedak. Skończył w hiszpańskiej rzece, a teraz?
       Teraz Aniela, która była dla niego zagadką. Czuł, że jej moc jest silna, jednakże, co jej po tym, jak była kolejną istotką, która nie wiedziała nic o jej dobrym wykorzystaniu. Biedactwo, a tak niewinnie wygląda. Szkoda jej było zabijać, ale nie mogłem zaryzykować na tyle, aby została mą partnerką. Silniejszy zawsze rządził w związku, a ja nie chciałem się stać jej sługusem. O nie! Nigdy! Mogła zapomnieć. Zginie nim dzwony wybiją trzynastą trzynaście w trzynasty dzień maja. To będzie bardzo śmieszna data i taka... pechowa. Świetny dzień. Do trzynastego Anieli oczka zamkną się na wieczność. Miałem więc niecałe dwa tygodnie, by spełnić swe kolejne marzenie i zostać panem jej mocy, która nadal pozostawała dla mnie zagadką. Zagadką... Nie lubiłem zagadek.



***

       PS. Lekko chaotyczny, ale wrzuciłam. Mam nadzieję, że się spodobał, mimo błędów i powtórzeń.

15 komentarzy:

  1. Super rozdział! Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro czekasz na next, to mi spamuj. Lenistwo mnie ostatnio chwyciło:P

      Usuń
  2. Rok 1943. Polska
    "...Jego ręka spoczęła na mojej tali, chroniąc mnie jednocześnie przed upadkiem. Wyciągnął drugą rękę w kierunku swojego pistoletu. Odbezpieczył go i wycelował.
    Zdążyłam jeszcze powiedzieć "Zdrajca", zanim wyczerpana osunęłam się bez czucia na jego pierś"

    http://przez-burze-wojny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy będą kolejne rozdziały na tymże blogu i na tym ... Troszkę innym, o aniołach? Pozdrawiam :) stara Lira, nowa Neira. Zapomniałam hasła do tamtego konta :) trzeba być mną ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. [SPAM] Czy zastanawiałeś się kiedyś, co by się stało, gdybyś nie zrobił czegoś, co było ci - z pozoru - przeznaczone? Przyszło ci kiedykolwiek do głowy, że może zasady, którymi kierujesz się w życiu, tak naprawdę nie są tymi, mającymi jeszcze jakieś znaczenie? Rose Elliot nigdy nie zaprzątała myśli takimi pytaniami i to doprowadziło ją do miejsca w Londynie, które oddziela jej rzeczywistość od świata tak przedziwnego, że aż irracjonalnego. Przenieś się do świata fantazji, gdzie istoty z natury wyjątkowe, okazują się posiadać takie same namiętności jak każdy przeciętny człowiek. Nienawidzą, zakochują się, upadają i powracają do walki, by knuć intrygi, mające na celu zniszczenie nieprzyjaciół.
    Odwiedź osmy-swiat.blogspot.com , gdzie rzeczywistość przeplata się ze światem magii.

    OdpowiedzUsuń
  5. [SPAM]
    W świecie w którym żyją magowie, gdzie magia i nauka to samo, a ten kto posiada moc ma jednocześnie ogromny prestiż i poważanie, dzieją się straszne rzeczy. Na Ziemi co jakiś czas dochodzi do ataków "Istot". Nikt nie wie, czym są i skąd przychodzą, poza pewną Agencją która poszukuje nowych wcieleń legendarnych Białych Magów. Jednak, czy to jest życie jakie chcą wieść współcześni młodzi ludzie? Czy nie przerośnie ich odpowiedzialność, jaką narzucił na nich los? Jednak, czy w takim wypadku można mówić o losie...
    Zapraszam na: http://agency-of-white-magicians.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. To powiadasz, że kiedy NN?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś, ale ostrzegam, że zrobiłam z Anieli... Cóż. Zobaczysz.

      Usuń
  7. [SPAM]
    Z góry przepraszam za spam, jednak nie znalazłam tutaj odpowiedniej zakładki, w której mogłabym umieścić taki komentarz. Jeśli będzie Ci od przeszkadzał, to go po prostu usuń. :)

    Chciałabym serdecznie zaprosić na bloga, którego prowadzę razem z przyjaciółką, Martą. O czym on jest? O dwóch skrajnościach imieniem Francesca i Kimberly. Po paradoksalnej sytuacji dziewczyny zaprzyjaźniły się mimo swojej odmienności.
    Franky jest tancerką o mocnym charakterze. Potrafi być wredna i często wykorzystuje ludzi. Kim zaś jest tą… Lepszą? Ma dobre serce i dużo pisze. W przyszłości chciałaby byś znaną pisarką.
    Trudno mi jest w skrócie opisać bohaterki, toteż zapraszam na naszego bloga, w którym jak na razie znajduje się post zatytułowany „Szczegółowy opis bohaterów”, czego nie muszę tłumaczyć. :P W ciągu kilku najbliższych dni pojawi się prolog, zaś w sobotę rozdział pierwszy. To dopiero początek historii, więc łatwo będzie się wdrążyć. :)
    Tak więc w imieniu moim i Marty chciałabym serdecznie zaprosić na naszego bloga:
    hide-feelings.blogspot.com

    Pozdrawiam serdecznie. ♥
    Jeszcze raz przepraszam za spam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominuję cię do ,,The Versaitile Blogger", szczegóły możesz znaleźć na: http://inna-historia-jane-volturi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. 'Latorośl', urzekające. Pierwszy wyraz jest moją odpowiedzią na to co przeczytałam. Świetne ;) uroczy Hektor.
    Zapraszam do mnie. ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo to... Stefan Hektor Charpentier<3

      Usuń
    2. I do tego bardzo przystojny ;p
      Będę dzisiaj czytać wszystkie twoje rozdziały od początku, bo strasznie mnie zaintrygowałaś.
      No a u mnie 1 odc. nowego opowiadania. zapraszam.

      dziewczyna zielonookiego xD

      Usuń

Obserwatorzy