środa, 16 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 14. ZDROWIENIE

       Drgnęłam. Cichy, bardzo cichy, zgrzyt przeciął ciszę, która otaczała ten niezwykle prezentujący się budynek. Nie, żebym miała coś do tej sędziwej chatki, ale bałam się, że w końcu zwali mi się na głowę. W najgorszym przypadku podczas snu, jednakże to nie było teraz najważniejsze. Zgrzyt...

      Mogła to być któraś z roślinek, którą wiatr brutalnie pchnął ku ścianie chatki, bądź jedna z tych obfitych gałęzi, której to życie zbyt dużo dało ciężaru na jej plecy... Nie mogło to być pewne. Nic nie mogło być pewne. W każdej chwili mogli przybyć po mnie Oni. Pożądali tego, co posiadałam, a ja? Ja musiałabym w najlepszym wypadku zostać niewolnikiem. Jednakże który z Nich chciałby mieć mnie żywą, skoro mógłby mieć to na własność? Moja śmierć bardziej by Ich zadowoliła, ale ja nie dam się złapać. Nie dziś, nie jutro... Nigdy. Zamierzałam walczyć do końca.
       Wysunęłam sztylet z buta i najciszej jak potrafiłam, a szłam właśnie na boso, zbliżyłam się do niewielkiego okienka obok czegoś, co nazywałam drzwiami. Zamarłam tak, bacznie obserwując otoczenie i wsłuchując się w każdy dźwięk. Słyszałam aby mieszkańców tej dżungli, wiatr, a przy tym szum liści i swój oddech. Nic więcej. Żadnych podejrzanych dźwięków, które mogłyby świadczyć o intruzie.
       Powoli, w każdej chwili oczekując nowych odgłosów, sięgnęłam po swą umiejętność. Żadnego z Nich w pobliżu mnie nie było. Zamiast odetchnąć z ulgą, stałam spięta w miejscu, w którym zamarłam w bezruchu i nadal przypatrywałam się mapce, którą miałam w głowie. Coś przykuło moją uwagę w środkowej Europie. Niesamowite. Ujrzałam najjaśniejszą gwiazdę w Naszym gwiazdozbiorze, diament wśród szlamu. Zachwycała nie tylko jasnością, ale także i wielkością. Go można by nazwać Diamentowym, o tak... Idealnie to pasowało do Jego opisu. Oj, będzie wojna... Wojna będzie o władzę, a On może mi pomóc.
       - Ach... O najjaśniejsza z wszystkich gwiazd...
       Szansa! Mam szansę. Dzięki ci dobry losie za tę duszę. On wciąż rośnie i tak pulsuje swą mocą. Piękna, piękna jest ta moc i przyniesie mi wolność... Wolność.
       Zachichotałam szaleńczo. Poczułam łzy na swoich policzkach. To naprawdę niezwykłe. Wolność... To takie nierealne, ale prawdziwe.
       Westchnęłam i rozpaliłam ogień w prowizorycznym kominku pierwszy raz od dość długiego czasu. Tej nocy nie musiałam już się bać, nie musiałam marznąć. Jutro wyjeżdżałam. Jutro będę daleko od tej nędznej Amazonki.

***

       Obudziło mnie pykanie cofającej ciężarówki. Nienawidziłam jej. Po cholerę cofała, skoro dziś nie był dzień odbioru śmieci? A... może przespałam kilka dni? Kusząca opcja. Nie powiem. Nie miałabym nic przeciwko temu. Morderca chciał sobie pospać tak niewinnie jak Królewna Śnieżka i jakiś idiota mu na to nie pozwalał... Pozwoliłam sobie nawet na ciche syknięcie. Jak o człowiek mógł się zmienić... Może by tak nabyć piątą ofiarę? Stworzę sobie stertę ciał i zorganizuję sesje zdjęciowe oraz wycieczki widokowe...
       Nic nie dała ta bezsensowna, przeprowadzona z samą sobą, dyskusja. Ciekawość wygrała z naturą mordercy i zwlekłam się z łóżka w podskokach, co spowodowało chwilowe zamroczenie, ale i tak zaraz znalazłam się koło okna. Chciałam zobaczyć, co też tam się wyrabia i zamiast zabijać tego złoczyńcę-kierowcę, zamierzałam ewentualnie rzucić w niego butem. Miałam kila starych i niepotrzebnych, a w dobrym humorze nie byłam. Chciałam przespać cały ten dzień, jutrzejszy i kolejne następne, a tu... Klęska. Przez pikanie.
       Jednakże to, co zauważyłam kompletnie mnie zaskoczyło. Baczyńscy się wyprowadzali... Nędzna ciężarówka należała do firmy zajmującej się przeprowadzkami i właśnie cofała na podjazd. Jeszcze nie tak dawno ojciec pokazywał mi projekt ich nowego domu, ale miał zostać skończony gdzieś za pół roku... 
       Jeszcze chwilę temu stałam pod oknem w pokoju, a teraz już szybko zbiegałam na dół po schodach. Bosa, ubrana jedynie w koszulę nocną o godzinie drugiej po południu.
       - Aniela! - Wykrzyknął przestraszony ojciec. Drgnęłam, zatrzymując się nagle. Widocznie nie spodziewał się, że ktoś wkroczy do salonu. Za to ja nie spodziewałam się go spotkać w domu o tej godzinie. Czy on nie powinien być teraz w pracy? Co on tu robił? Nie powinien sobie robić tyle wolnego... Ostatnio brał zbyt dużo dni urlopu i to prawie zawsze przeze mnie. Niestety zaraz nawiedziła mnie ta gorzka wizja ostatnich dni. Nie dziwić się, że postanowił przenieść pracę do domu, co zapewne uczynił, miast brać urlop. Siedział w domu przeze mnie.
       To właśnie ja spowodowałam na jego twarzy tą okropną maskę bólu niecały tydzień temu...

       Oszołomiona wydarzeniami ostatnich godzin, nawet nie pamiętałam, kiedy usiadłam na schodach. Po prostu jakby jakaś nieznana mi siła przeniosła mnie na drugi stopień od góry. Nie pamiętałam kiedy znalazłam się w tym miejscu. Nie myślałam, nie chciałam myśleć. Jeszcze niedawno leżałam w łóżku... Każde pomyślane słowo było niczym sztylet wbijający się w plecy. Jakaś nieznana mi siła kazała mi się przysłuchać rozmowie Camille z ojcem i bezmyślnie pójść do kuchni. Myślenie było bólem. Nie myślałam.
       Jeden krok. Usłyszane zdanie. Kolejny krok. Nie docierały do mnie ich słowa, jednakże miałam świadomość, że one raniły. Kaleczyły duszę jak srebrne ostrze, lśniące w świetle. Czyste i ostre.
       - Braciszku, to nie ja ich... To Aniela. Nie chciała. Nie wiedziała co robi. Jakoś to samo wyszło, ale pomogę jej. Będzie z nią dobrze.
       - A więc ona...
       - Tak, jest taka jak ja.
       Moje niewidzące oczy wpatrywały się w tył jego głowy. Kiwał głową, potwierdzając, że rozumie. Zatolerował to coś, to coś co zrobiło ze mnie morderczynię. Miło. Naprawdę mnie kochał. Kochał mnie, swoją córcię... morderczynię.
       - I ona też potrafi... - Więcej nie potrafił wydusić, jakby nadal wzbraniał się przed prawdą. Camille zaprzeczyła ruchem głowy. Jej lśniące loki zafalowały. Siedziała prosto jak jakaś księżniczka i tak też wyglądała. Brakowało jej jedynie korony. Księżniczka miała poważną minę, ale także spokojną. Widocznie morderstwa należały u niej do normalności. Za to ojciec najwidoczniej wiedział o niej i o mnie... Znał nasz sekret... Nasz? Nie nasz... Jej sekret. Niedługo przestanie mnie dotyczyć i będzie dobrze. Wszystko skończy się szczęśliwie. Jak w bajkach.
       - Aniela kontroluje życie i śmierć. Nie potrafi, tak jak ja, zmieniać punktu ciążenia. To ona zabiła tych pięciu mężczyzn. W sumie czterech... Piątego sama dobiłam. - Wyznała to ze spokojem. Ciągle zachowywała ten spokój, mówiąc o tych potwornych rzeczach.
       Jęknęłam. Bańka otępienia zniknęła. Stałam sobie w kuchni. Dwie pary oczu patrzyły przerażone na trzymany przez moje dłonie nóż, a ja nie miałam wyboru. Musiałam to skończyć. Mój żywot nie miał sensu. Taki potwór jak ja zagrażał wszystkim na około, nie powinien oddychać tym powietrzem, jego serce nie powinno bić. Ja sama nie powinnam istnieć. Powinnam nigdy się nie narodzić. Musiałam to zrobić dla tych miliardów istnień. Dla całego świata.
       Ręka sama wiedziała, co ma uczynić. Pewniejsza i bardziej zdecydowana od reszty mnie, w żaden sposób nie wzbraniała się przed tym czynem, tym haniebnym uczynkiem. Co ja myślałam? Źle na to patrzyłam. To był dobry uczynek, heroiczny... Nie powinnam się zatrzymywać.
       Srebrne ostrze ukuło mnie w pierś. Czułam jego chłód. W moją białą bluzkę wsiąknęło kilka kropel krwi, których robiło się coraz więcej i więcej. Na policzkach poczułam łzy i spojrzałam przepraszająco na tatę. Marcel miał przynajmniej... Camille?! Cioci obok niego nie było. W ułamku sekundy znalazła się obok mnie. Zabrała mi nóż z dłoni i rzuciła w kierunku przeciwległej ściany. Wbił się w drewnianą półkę jak w masło. Ona nawet nań nie spojrzała. Zajęła się mną, a nie tym świetnie rzuconym narzędziem. Ta królowa mrozu, za jaką ją kiedyś uważałam, przytuliła mnie czule do siebie, przez co załkałam. Dopiero teraz doszedł do nas tata, normalny człowiek. Na twarzy malował mu się okropny grymas bólu. Te oczy... Najgorsze jednak było to, że to wszystko przeze mnie. Znów.
       - Neluś... - Wargi mu drżały. - Neluś... Nigdy... Nigdy więcej tego nie rób.
        Wpadłam w jego ramiona i zaczęłam przepraszać. Chciałam go zostawić samego z tym wszystkim. Samego po śmierci mamy. Kwalifikowałam się do podłych osób, a przecież miałam wszystko zmienić. Obiecałam sobie to, a on... On cierpiał. Nie miało tak być. Nie miało. Jednakże pogodzenie się z tym wszystkim nie należało do prostych rzeczy.

       - Tato, widziałeś? Baczyńscy się wyprowadzają... - Powiedziałam, olewając jego zdumioną minę i okropne wspomnienia. Jego zaskoczenie... Miał prawo je mieć. To ja sama sobie na to zasłużyłam, że teraz na każdy mój normalny gest patrzył z zachwytem. Czas na zmianę tytułu i okładki książki mojego życia.
       - Wyprowadza? Ach... - Westchnął, uśmiechając się podejrzanie. Wiedział coś, co mi umknęło przez "nieobecność". - Oni się wyprowadzili cztery dni temu, Neluś. - Zauważyłam, że ojciec udawał wyluzowanego jak zwykle, jednakże bał się, że coś powie nie tak. Okropna byłam, powtórzyłam sobie kolejny raz. - Spałaś wtedy cały dzień... Żebyś ty widziała jak się cieszą z tego domu... Pamiętasz, pokazywałem ci pół roku temu projekt? Nawet pani Baczyńska zaprosiła nas na bal... - Zamilkł, znów spojrzawszy na mnie z troską. Irytujące to było. Zaraz jednak podjął dalszą rozmowę. Widocznie stwierdził, że zaszedł z wypowiedzią nie tam, gdzie powinien. Zauważyłam jak natychmiast zmienił temat, schodząc na nowych sąsiadów. - Teraz wprowadza się tu małżeństwo lekarzy z szóstką dzieci mniej więcej w twoim wieku.
       - Chwileczkę... Jaki bal? Kiedy? - Postanowiłam wykorzystać okazję i poprawić relacje z ojcem oraz go uszczęśliwić. Jeśli przestanę być jak zombie, to na pewno go to zadowoli. Musiałam wykorzystać sytuację i iść dalej. Musiałam zmienić scenariusz. Dotychczasowa sytuacja go wyniszczała od środka, mimo że wymuszał uśmiech. Oj, tatku... To będzie dla ciebie. Wszystko to, co od teraz uczynię.
       - W piątek pani Baczyńska organizuje bal maskowy. Taki dla zabawy i z okazji przeprowadzki. Muzyka, tańce, rozmowy... tajemniczość. Te maski to ciekawy pomysł... - Zaczął. Swoje ręce zajął mieszaniem czegoś w garnku.
       - Idziemy? - Spytałam od razu, aby przypadkiem nie stchórzyć. Zrobiło mi się lżej na sercu, gdy dostrzegłam radość w jego oczach. Uśmiechnął się szeroko i zaraz odpowiedział, łapiąc haczyk. Teraz nie miałam już drogi odwrotu.
       - Oczywiście, jeśli chcesz. Tylko że to jutro... - Nie zadowoliło go to. Myślał, że będę chciała się wycofać. Nie miałam takiego zamiaru. Nie miałam. -  Potrzebujesz zakupów czy coś w tym stylu...?
       - Nie... - Uśmiechnęłam się, szczęśliwa z powodu powrotu jego dobrego humoru. - Camille nieźle mi napasła szafy. Nawet maskę mam.
       Zaśmiał się. On naprawdę się śmiał. Faktycznie. Camille nawet przed tym prędkim wyjazdem do Francji, dodała mi jeszcze gromady rzeczy do mojej garderoby, mimo że nie byłam w stanie o niczym myśleć po tym... Teraz musiałam myśleć dla Marcela, najlepszego taty pod słońcem.

12 komentarzy:

  1. Jeszcze się trochę gubię w twoim świecie, ale powolutku wszystko sobie w główce układam:)
    Jestem dumna z bohaterki, postanowiła się zmienić, a poza tym jej uczucie do ojca, jest wspaniałe! Aż zazdroszcze jej takiego kontaktu z rodzicem...
    Rozdział jest niesamowity! Zaczytałam się w nim i czekam na kolejny:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, że Ci się podoba. Sama jakoś oceniłam ten rozdział na chaotyczny...

      No fakt. Trudno jest zrozumieć ten świat przez tajemnice, ale niedługo to się zmieni. Brudy zaczną wychodzić na wierzch:D

      Usuń
    2. Już nie mogę się doczekać, aby je poznać^^

      Usuń
  2. Przeczytał dawno, skomentować - nie skomentowałam. Rozdział świetny, ale ja czekam na Lucyferka!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże Święta. Ja zapominać Polska język!! To półrocze jest za dłogie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie!! Dzisiejszego dnia wszystkie dys- coś tam się na mnie rzuciły! Przepraszam

      Usuń
    2. Oj tam:D Faktycznie za długie półrocze...

      Myślę, że spodoba Ci się kolejny rozdział... Wiesz, Lucyferek i te sprawy...

      Usuń
  4. Tonę w każdym kolejnym rozdziale jak łyżeczka w szklance zimnej już herbaty...

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz naprawdę świetnego bloga :)
    Mam do Ciebie ogromną prośbę, może proszę o zbyt wiele, ale to bardzo ważne.
    Wymyśliłam pewną akcję na moim blogu, tak właściwie cały ten blog to już jedna wielka akcja!
    Jeśli zechcesz mi pomóc, albo przynajmniej się przyłączyć - obserwując, będę Ci niezmiernie wdzięczna. Wszystko jest napisane w najnowszej notce.
    Mogę zmienić świat tylko z tobą :)
    f-me-i-am-famous.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominuję Cię do Liebster Award. Więcej tutaj: http://inna-historia-jane-volturi.blogspot.com/2013/01/libster-award.html

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy