wtorek, 30 października 2012
ROZDZIAŁ 3. KAKTUS
Poranek był jak zwykle ciężki i nie chciało jej się zwlec z łóżka. Leżała więc sobie, dopóki nie przypomniała sobie o komputerze i popisaniu z Lucyferkiem przed szkołą. Co jak co, ale podniesienie na duchu by jej się przydało. Zwlekła się więc, i to dosłownie, z łóżka i sennie, niczym zombie podeszła do biurka. Kliknęła włącznik. Przy okazji, jak co tydzień, podlała kaktusika po matce, który od jej śmierci stał na jej biurku. Był to jej ulubiony kwiat w domu, więc aby mieć matkę bliżej siebie, postawiła go zaraz po jej śmierci obok monitora.
Jej matka często znikała, przed śmiercią, z domu na długie godziny, które w końcu przerodziły się w dni. Nie było jej od czterech dni, gdy do ich drzwi zapukała policja. Pamiętała to bardzo dobrze, choć od tamtej pory minęły już cztery miesiące. Po wszystkim nie odzywała się ani słowem przez miesiąc, aż ojciec zaprowadził ją do różnych lekarzy, a sam był tak samo nieobecny. Wyparła te myśli. Nie, nie powinna o tym myśleć. To przeszłość. Przeszłość... To jedynie przeszłość.
Już bardziej żywa, zbiegła na dół zjeść szybkie śniadanie. Co jak co, ale życie nie chciało jej niczego ułatwiać. Na dole spotkała jeszcze ojca, z którym rzadko rozmawiała, a jak już, to na temat potrzebnych rzeczy i zakupów.
- Neluś, jak się spało? - Zagadał. Odburknęła twierdząco. Widać było, że głupio mu było siedzieć tak w milczeniu, ale wydawało jej się też, że jego niewinne pytanie było tylko początkiem czegoś większego. - Dzwoniła twoja wychowawczyni... - A jednak.- Wiesz, że nie będę cię zmuszał do nauki. To była działka mamy... - Zapadła chwila ciszy, przerywana tykaniem zegara na ścianie. - Wiesz, że to nauka decyduje o twojej przyszłości, Neluś...
- Tato, wiem... - Wyszeptała i spuściła wzrok. - Po prostu nie potrafię. W domu wszystko umiem, a w szkole wszystko mi ucieka, a historię poprawię wraz z tą geografią. Obiecuję.
Potem nic już oboje nie mówili, jedząc śniadanie w ciążącej w powietrzu ciszy, W końcu skończyła posiłek i całując ojca w czoło, pobiegła na górę, słysząc za sobą ojcowskie "powodzenia". Podeszła do ekranu, a tam czerń... Mogłaby się założyć, że go włączała. Kliknęła włącznik, a tu nic. Sprawdziła wszystkie kable, jednostkę centralną z tyłu... Wszystko było w porządku, oprócz tego, że komputer jej padł, wyzionął ducha w tej chwili. Naprawa zajmie wieki...
- NIE! - Krzyknęła głośno i rozpaczliwie. W swoim głosie wyczuła jakiś dziwny ton, jakby nie należący do niej. Zamilkła szybko i złapała się za gardło. Co do... - Pomyślała i niewiele myśląc, złapała torbę i wybiegła z domu do szkoły.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz