środa, 10 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 18. SZALONY DZIEŃ

- Chyba powinniśmy się stąd... – Zaczęłam do Emanuela, jednakże pewien przestraszony głos mi przerwał.

- Anielo!

Odwróciłam się prędko przerażona. Nie miałam pojęcia co też takiego się stało, że tak bardzo zmieniło głos Hektora. Od razu zerwałam się ze schodów na równe nogi i doskoczyłam do niego, chyba nieco za szybko. Co jeśli obaj to zauważyli? Z pewnością wydałoby im się to podejrzane i to bardzo. Udawałam, że nic się dziwnego nie wydarzyło, bacznie obserwując ich twarze. U Hektora dostrzegłam ulgę, wymieszaną z jakąś nutką chęci walki, zaś u Emanuela irytację, co nie pasowało do jego pięknych niebieskich oczu i wcześniejszej uprzejmości. Co też mogło go tak zirytować? Hektor miał jakiś problem, a ten widocznie wyłączył przyjacielskość, gdy ta była najbardziej potrzebna.
 
- Hektor, co się stało? Wszystko w porządku? – Spytałam. Nie widziałam żadnych obrażeń ciała i kompletnie nie wiedziałam, co robić. Jednakże chłopak, jak gdyby nigdy nic, uśmiechnął się do mnie szeroko, obejmując mnie ręką w pasie. Spojrzał zaraz na Emanuela, który nadal stał nieco znudzony i zirytowany. Coś mi to mówiło, jednakże... Nie pamiętałam. Wiem! Chodziło o mój sen. W nim oboje za sobą nie przepadali, co było raczej dość drobnym ujęciem ich uczuć.

- Ja muszę już iść. Anielo, to widzimy się wieczorem – powiedział szybko Emanuel, puścił mi perskie oczko i zniknął za ścianą. Spojrzałam z ciekawością na Hektora i coś sobie przypomniałam, coś, co bardzo mną wstrząsnęło. Kochałam się w obu, co było strasznie tandetne. Nigdy nie sądziłam, że mogę się zakochać w choć jednym chłopaku, a teraz robiła się ze mnie uczuciowa bomba. To było chore. Zapewne podwójnie się zadurzyłam, a to, że miałam miłe mrowienie na pleckach, to nic. Przejdzie i tyle... Zaś Hektor. On patrzył na mnie z czułością, choć miał zostać moim przyjacielem. Może czulił się nade mną przyjacielsko? Miałam, szczerze powiedziawszy, ochotę się walnąć jakimś młotem. Najlepiej tym Thora, bo zwykły pewnie nie zrobiłby mi choćby siniaka. Kolejna beznadziejna rzecz... Jednakże gdy ta dwójka, nie dajcie bogowie, zacznie bójkę, to przynajmniej będę mogła ich rozdzielić i to bez uszczerbku na swoim życiu. Niezłe i o czym ja tak poza tym myślałam? Tych dwóch mnie nie kocha, ja nie kocham ich i wcale nie będą o mnie walczyć!

Odchrząknęłam, spojrzawszy znacząco na Hektora, który najwyraźniej nic sobie nie robił z tej bliskości. Mnie już zaczynała ona delikatnie dezorientować i rozmarzać. On jednak mnie nie puścił.

- Panny czemu nie było na lekcjach? Mam zacząć robić ci ojcowskie wyrzuty, skoro Artur jest bardziej twoim przyjacielem niż ojcem? – Spytał, nadal trzymając mnie ręką. Jedna z jego brew powędrowała w górę pytająco, a słodki uśmiech rozjaśnił jego ciemna oczy. Nim jednak pozwolił mi odpowiedzieć, dodał. – Tata zaraz po nas przyjeżdża...

Westchnęłam głośno. No tak. Jednak nadal mi to na serduchu siedziało. Głupio mi było ich tak wykorzystywać, mimo że w oczach Hektora to wcale tak nie wyglądało. No pewnie. Dopiero co się sprowadzili, a ja robiłam się ich dłużniczką, jak jakaś gwiazda z ochroniarzem i szoferem się miałam z nimi wozić dwa razy dziennie i jeszcze dziękować za "podwiezienie". Najwidoczniej Hektorowi nie robiło to różnicy, a nawet się cieszył z mojego towarzystwa. W sumie tylko mnie znał w szkole. Zastanowiło mnie jednak teraz coś innego...

- A co z twoim rodzeństwem? Oni nie chodzą do szkoły? - Spytałam natrętnie, bo te pytania mnie strasznie gryzły. W sumie ani raz ich nie widziałam, aby wiedziałam, że jest ich niezła gromadka. Andrzej Korzyński, wraz ze swą małżonką Marion, miał czwórkę swoich dzieci i dwójkę jeszcze, nie licząc Hektora, adoptowanych i żadnego z nich nie udało mi się jeszcze dostrzec. Mieszkali obok. Od niecałego tygodnia. Szóstka dość dojrzałych nastolatków. Kolejna dziwna rzecz... Może jednak nie powinniśmy zostawać "przyjaciółmi"?

Zauważyłam po jego oczach, że to pytanie, a w sumie pytania, nie przypadły mu do gustu. Wiedziałam, że tak będzie. Wcześniej, na balu podczas kolacji, w ogóle się nie odzywał, gdy rodzice mówili o jego rodzeństwie. Najwidoczniej czuł się odosobniony w rodzinie, z którą nie był związany krwią, choć z przyszywanymi rodzicami dogadywał się świetnie...

- Nie, dziś wszystkich coś zatrzymało, ale od jutra zaczną chodzić. - Widać było, że taka postać rzeczy go nie cieszy. Ciekawe o co mogło chodzić... No cóż. Widocznie czymś zaszli mu za skórę.

- Właśnie... Pewnie będą się tłuc autobusem, gdy ja się będę z wami wozić...

- Nie. - Przerwał mi, spojrzawszy za okno i unikając mojego wzroku. - Cezar ma już prawko. On będzie podwoził ich do szkoły. 

Przynajmniej poznałam jedno z imion jego braci. Strasznie dużo skrywał. Był taki tajemniczy i to aż za bardzo, że aż kusiło mnie, aby te jego tajemnice odkryć. To działało na mnie, jak płachta na byka. Miałam ochotę biec ślepo na przód, aby wiedzieć więcej. Chciałam się o nim dowiedzieć wszystkiego, nawet jego myśli. Pytanie tylko, jak miałam to zrobić? Włamać się do ich domu? Założyć podsłuch? Zostałabym drugim agentem 007, tylko że lepszym i to o wiele. Wystarczyłby mi tylko trening kontrolowania mojej siły i tej złej umiejętności, której wspomnienie powodowało u mnie dreszcze. Musiałam się tego nauczyć. Co, jeśli przez przypadek zabiłabym Hektora albo Emanuela na rand... na kolacji? Pozostawała mi jeszcze sprawa skontaktowania się z Lucyferkiem i kwestia Pauliny. Anielcio kochanie! Już nie żyjesz. Nie ma to jak przywitać się z koleżanką z klasy w ten sposób po kilkunastu dniach nieobecności. Co też się robiło na tym świecie? Działo się coraz gorzej albo dopiero teraz zaczęłam zauważać ten chaos. Tak, to już można było nazywać niewielkim chaosem.

- Jakby coś, to nie wierz w nic, co mówi Paulina, okej? - Odezwałam się, bo Hektor stał wpatrzony w przestrzeń za oknem, ale nie wiedziałam też, co też takiego nazwymyślała o mnie ta dziewucha. Toć ona wyglądała rano, jakby się naćpała i to czegoś mocnego. Nie powinna była przychodzić w takim stanie do szkoły. W ogóle nie powinna być w takim stanie...

- Paulina to ta dziewczyna z rana? Podobno policja ją zabrała po tym, jak zaczęła znęcać się nad panią Klimowską. Nieco dziwna jest, w sumie obie są dziwne, jednakże Paulina została odurzona. Emanuel... - Odwrócił się w moim kierunku, zaskoczony najwyraźniej moją obecnością. Zaraz zamilkł. W jego oczach dostrzegłam smutek, a potem szczerą nienawiść, gdy w uszach obijało mi się imię Emanuel. Znali się, jak w tym śnie z kanonu tych, które miałam zapomnieć. Przeraziło mnie to, ta cała postawa Hektora. Wiedziałam przeciwko komu wymierzona była ta nienawiść i nie podobało mi się to. Facet przesadzał, może jeszcze próbowałby mi wcisnąć, że to, co się działo z Pauliną to Emanuela wina. Miałam ochotę strzelić mu z otwartej dłoni, póki ponownie na niego nie spojrzałam. Nie potrafiłam się mu oprzeć, ale w końcu musiałam to zmienić, bo zbyt dużo tajemnic skrywał ten chłopak. Tajemnice... I negatywne uczucia. 

- Chodźmy już. Nie możemy twojemu tacie kazać czekać w nieskończoność. - Puścił mnie i ruszyliśmy na dół po schodach do naszych szafek. Niepokój wzrastał we mnie z każdym krokiem i pewnie był bezpodstawny. Teoria, że tajemnice niosły niebezpieczeństwo, wcale nie musiała być prawdziwa. Postanowiłam zmienić temat, aby ulżyć zarówno sobie, jak i jemu, mojemu Hektorowi, który nim się do mnie zdążył wystarczająco zbliżyć, to już się oddalał. - Jak ci się podoba szkoła, Hektorze? - Spytałam od niechcenia. Na dworze zrobiło się strasznie ponuro, mimo że wcześniej świeciło miło słonko.

- Nie jest źle, gdyby nie kilka jednostek. Strasznie tu ponuro, dopóki nie pojawiasz się na horyzoncie. I mówię poważnie. Jesteś jak życie. - Odpowiedział, przez co, o mało co, nie zemdlałam. Zrobiło mi się niedobrze, a chmury, które zakryły niebo, nie pomagały. Czemu on to powiedział? Jak mogłam być życiem, niosąc śmierć? Absurd. Tak bardzo bolący absurd. Miałam ochotę znów się załamać jak wtedy, ale obiecałam tacie, że... że nigdy nie będę chciała tego zrobić. Przyrzekałam sobie, że też go nie zranię i tak miało być. Musiałam trzymać się w jednym, stałym kawałku i nie ulegać emocjom. Coby się nie działo, ja miałam przeć na przód i nie upadać, a jeśli już, to zaraz się podnosić i iść dalej, bo obiecałam sobie. Choćby po to. Hektor mi jednak w tym nie pomagał.

- Wybierasz się gdzieś dziś wieczorem? - Spytał niby to niewinnie, a dobrze wiedział, dobrze słyszał, że byłam umówiona z Emanuelem. Miał dziwny, nieco wyprany z emocji głos, czego będąc zwykłym człowiekiem, zapewne bym nie wyłapała. Przemawiała przez niego zazdrość i troska. Jako że stałam się ostatnio nieco pyszna, to sytuacja ta mi schlebiała, jednakże dla mego serca nie była ona zbyt komfortowa. Chciało i kochać, ale też i nienawidzić. Rozum kazał nienawidzić. Najwidoczniej Hektor nie był takim, jakim siebie robił na balu i po. Jego prawdziwe oblicze zaczynało wychodzić na wierzch i pokazywać swoje różki. Może był... bogiem, który przybył, by zabrać mi moc wraz z mym życiem, żeby mnie wpierw zmanipulować, a potem wyśmiać za idiotyzm. Jednakże o Stefanie Hektorze Charpentier wiedziałam więcej niż o Emanuelu i to też nie dawało mi spokoju. Hektor miał rodzinę, co raczej wykluczało jego bycie bogiem. Musiałam to przemyśleć. Potem. Wieczorem po kolacji.

- A co? Potrzebujesz może mojej pomocy?! - Spytałam trochę za bardzo ironicznie. Z pewnością będzie chciał mnie odwieźć od kolacji z Emanuelem. Wiedziałam to całą sobą, że trafiłam. Jeszcze trochę, a mogłam robić za wróżbitkę.

- Miałem wpaść po ten twój komputer i na obiecany piknik... - Zaczął, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Tak bardzo chciałam żeby przyszedł i tak bardzo był okropnym człowiekiem. O co mu chodziło? Miał jakąś obsesję, czy co? Jego maska uroku opadała i to tak szybko, tak prędko. Podłe, a najgorsze było to, że nadal chciałam go przyjąć z otwartymi ramionami i wystawić dla niego Emanuela... Nie! Nie dziś, nigdy. Nigdy tego nie zrobię i kropka. 

Wsiadłam do samochodu niczym robot. Miałam już dość tego dnia. i to bardzo, a porażka związana z Hektorem mi tego nie ułatwiała. Okłamywał mnie, tak to można było spokojnie nazwać i nawet miał nadzieję, że zrezygnuję dla niego z Emanuela. Miałam przemożna ochotę to zrobić. Ciągnęło mnie do tego, który stał bliżej, jak gdyby byli Słońcami, a ja biedną Ziemią. Ciekawe, który przyciągnąłby mnie pierwszy, gdyby nie opuszczona żaluzja Hektora? Uśmiechał się właśnie zwycięsko, myśląc, że rezygnuję z kolacji. Tak bardzo to bolało. 

Jechaliśmy w milczeniu. Cała nasza trójka. Nim zdążyliśmy dojechać do domu, zaczęło padać. Z pikniku i tak były nici.


***

"Alone?"


Jedna wiadomość, ale wstrząsnęła mną tak bardzo, że nie mogłam powstrzymać nagłego przypływu radości. Normalnie skakałam z radości po pokoju, przygotowując się na spotkanie. Emanuel miał się lada chwila zjawić, a ja właśnie odprawiałam dziwne tańce z powodu pierwszej, od dość dłuższego czasu, wiadomości od Lucyferka. Właśnie, powinnam właśnie mu odpisywać, a nie robić niepotrzebne głupoty.

Szybko dopadłam do klawiatury laptopa i wystukałam wiadomość na klawiaturze, po czym wysłałam.

"Lucyferek!!! Rany, jak ja się za Tobą stęskniłam. Gdzie byłeś, czemu nie pisałeś? Przepraszam. To moja wina, a ja tak bardzo Cię potrzebuję. Proszę... Zaraz będę musiała zniknąć, ale pogadamy jak wrócę? Proszę Cię <prosi>"


Czekała zniecierpliwiona na odpowiedź, pukając palcami o blat biurka, mimo że ta nadeszła niecałe dwie minuty później.

"Oczywiście, że będę. Co się dzieje?"


Musiałam go jednak przeprosić i zniknąć, ponieważ przed mój dom podjechało cudowne autko. Prawie że sfrunęłam ze schodów. Tata był pod wrażeniem, że wychodzę z domu, szczęśliwa i to w dodatku z CHŁOPAKIEM! Dla niego to była rewelacja i zaczął mi robić kąśliwe uwagi po powrocie ze szkoły, że
wesele się szykuje.


//Tekst bez korekty, ale jakaś siła kazała mi go wrzucić.

piątek, 5 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 17. UCZUCIOWY CHAOS

- Twój tata nie może mnie codziennie podwozić do szkoły. Wybij mu to z głowy. Przyjechałam z wami ten jeden jedyny raz, a potem będę chodziła pieszo i mówię serio - powiedziałam do Stefana, z którym właśnie szłam do szkoły. Pierwszy raz, odkąd spędziłam kilka tygodni na załamywaniu się. Okazało się, że chłopak zapisał się do tej samej klasy, co ja i w sumie miał lepiej. Będzie pierwszy dzień w szkole, więc nauczyciele nie usiądą na nim przez zaległości. Z drugiej zaś strony jestem teraz boginią. Nadrobię to nowymi umiejętnościami, które coraz bardziej dojrzewały. Moja pamięć zaczynała być niezawodna.

Obserwatorzy